poniedziałek, 22 grudnia 2014

środa, 17 grudnia 2014

kupiliśmy sanki a tu deszcz

Za tydzień Wigilia... Mamy takie plany żeby jechać w góry ale tradycyjnie musiało się coś zrąbać w aucie. Zawsze tak jest. Tydzień temu robiliśmy hamulce i tarcze, a następnego dnia zaczęło buczeć prawe koło. Auto u mechanika. L musiał focha walnąć bo do pracy trzeba było jechać pociągiem ;)

A ja nie wiem w co ręce włożyć...
Pakowanie, planowanie, nie wiem czy uda mi się zaliczyć Zakopane i Nowy Targ... Tyle jeszcze miejsc chciałabym odwiedzić, więc być może zostaniemy ciut dłużej. Zobaczymy jak dzieciaki będą się zachowywać.


Robię na drutach, ale niestety czasu mi nie starczy żeby wszystkich obdarować moimi czapkami :(

I wciąż jestem zachwycona moją córką, jak ona szybko rośnie, jaka jest mądra i jaka kochana. Jeszcze kilka miesięcy temu każda jej pomoc skutkowała tym, że miałam 3 x więcej roboty, niby się uśmiechałam bo się dziecko uczy, ale w środku we mnie się gotowało...
A teraz Mała potrafi bez bałaganu i niszczenia zrobić ze mną pierniczki, robi prawie sama muffinki, kroi mi warzywa do sałatki, wynosi wszystkich talerze do zmywania po śniadaniu, obiedzie itp... Fajnie się dogadujemy, choć bywają też gorsze dni...
Kilka dni temu znalazła skrytkę na prezenty, zobaczyła zestaw play doh , przyniosła go do mnie i pyta DLA KOGO TO? więc powiedziałam że dla siostrzeńca L :) I teraz codziennie się mnie pyta czy ona też dostanie taki duży zestaw jak Jasiek  :)
Za 2 tygodnie skończy 4 latka, szok... Rozmiar ubrań 116! A Jakub nosi 128! Mała różnica- tak mi się wydaje...
Filip za to dorównał mi wzrostem.

Jakbym się już tu nie pojawiła, życzę wszystkim ZDROWYCH I WESOŁYCH ŚWIĄT :)









czwartek, 11 grudnia 2014

jestem wredna, mąż powinien sobie znaleźć kochankę

Czasem nie da się ze mną pogadać...
ale jak o 21ej dzwoni L i słyszę tekst czy już SOBIE POOGLĄDAŁAM SERIALE i mam czas pogadać  to mnie szlag trafia .
Sory, nie miałam czasu na seriale, bo uczyłam Jakuba 10 przykazań, z Filipem siedziałam nad matematyką i wgłębiałam się w trapezy które zwały się DELTOIDAMI... liczyłam kąty itp... Potem wsadziłam Martynę do wanny i latałam bo musiała mieć do kąpieli mebelki , Barbie i inne dziadostwo, potem musiałam ją wyjąć z wody bo zachciało się jej kupę, jak zrobiła kupę to poleciałam do kuchni zrobić kolację a że każdy jadł coś innego to trochę mi się zeszło, potem Jakub musiał przeczytać mi czytankę której miał się nauczyć o cytrynie i sobie przypomniał że ma zrobić rysunek sokiem z cytryny, w między czasie wrzucić kotu w miskę, nasypać szynszylowi, nalać mu wody, przelecieć odkurzaczem dywan ( na darmo bo Martyna już pięknie ozdobiła go okruchami z chleba), z 5 razy włączyć bajkę i 5 razy wyłączyć tv bo dama jednak pójdzie do chłopaków na komputer.

Doceniam, że L dla nas ciężko pracuje ale mam wrażenie że on to się z choinki po prostu urwał. Bo ja wieczorem łażę po ścianach ze zmęczenia, a on na chilloucie domaga się czułych słówek.
Oj kocham cię i kocham i tęsknie, sru tu tu, a na drugim uchu  :mamooooo , będziemy prasować ten rysunek z cytryny bo już wyschło, mammoooo bo Filip usiadł na moją poduszkę, mamoooo weź ją ode mnie bo gadam z kolegą na skype, mamooo a pójdziemy do pizzerii z tatusiem, a ja chcę na basen!

I wiecie co... wstanę jutro o szóstej, żeby w spokoju wypić kawę, ogarnąć kuchnię, posprzątać kotu kuwetę naszykować chłopaków do szkoły i wybiorę się do dentysty, leżę wtedy na fotelu , wpatruję w światełko i cieszę się że przez te pół godziny mogę być totalnym śliniącym się bezmózgiem


wtorek, 9 grudnia 2014

i już grudzień

No i po Mikołajkach. Trzeba pomyśleć o prezentach pod choinkę :)

Niestety latająca wróżka na którą tak czekała Martyśka okazała się średnia, hitem jest mały doktor z akcesoriami na baterie, stetoskop fajnie puka jak serce... Tak czy siak jesteśmy badani co chwilę, lalki i miśki też.

Jakub najpierw zachwycony tabletem, ale jak mu kolega powiedział, że dostał xboxa i telefon to stwierdził, że szkoda że jesteśmy biedni :)

Ja chodzę na kanałowe leczenie zęba..., strasznie boli, aż nie mogę się jutrzejszej wizyty doczekać bo chcę mieć już to za sobą.
Chyba urwę sobie głowę bo przeciwbólowe nie działają :(


środa, 26 listopada 2014

dużo się dzieje

Ależ jestem zmęczona.
Filip nie daje rady z matmą.
Kiepska nauczycielka z ambicjami. Myśli, że jak będzie stawiać pały a na koniec egzamin napiszą dzieciaki na tróje to dostanie medal od kuratorium. Liczą się tabelki, a nie dobro dzieciaków.
W klasie bunt.
Rodzice wściekli, bo bulą grubą kasę na korepetycje a tu efektów zero.
Nauczycielka zgania na podstawówkę, że tam się bawili a ona teraz biedna bo mają mega zaległości a ona musi iść swoim programem. Może i racja, ale dzieciaki mają dość atmosfery zastraszania i zgłosili sprawę do rzecznika praw ucznia, co oczywiście nic nie dało.

Siedzę więc z nim co wieczór po 2 godziny z matmą plus inne przedmioty.
Ale mi też ręce opadają jak wielką niewiadomą jest dla niego obwód kwadratu o boku 3 cm.
Ja nie wiem czy to stres, czy brak wiary w siebie. No ja już nie wiem nic.
Dwie godziny mu wczoraj tłumaczyłam, a dziś rano pytam jaki wzór jest na obwód kwadratu, a on
a x a, jak się skrzywiłam to niepewnie strzelił a+a
:(

Do tego przyjechała na dwutygodniowy urlop moja siostra z narzeczonym. Cieszę się, ale strasznie mnie wkurza, chyba najbardziej brakiem wyobraźni.
Myśli, że ja wręcz czekam na to jak mi się zwalają codziennie i wręcz żądają żebym dla nich ugotowała pyszną kolację przy świecach i przy winku ( nie jednym). Teraz sobie wymyślili Andrzejki. Ja mam zorganizować sushi, sałatki, alkohol, a oni kupią Kadarkę za 9,5 zł w Biedronce i jest git... bo przecież żeby nas zaszczycić swoją obecnością musieli zatankować auto za 250 zł.
Czuję że dzielą nas lata świetlne.

I nawet Filip pyta się kiedy jadą już do siebie, bo " masz mamo przerąbane".

Teściowa ok :) Przyjechała z siostrą Eksa. Czyli ze swoją córką, pół godziny wcześniej, ale na szczęście udało mi się wszystko ogarnąć, więc nie można było się do niczego przyczepić.
Była zachwycona mieszkaniem, a w zasadzie salonem. Nic przecież nie zmieniałam oprócz podłogi, ale widocznie porządek w kuchni pozwolił wydobyć ukryte piękno dużego pokoju ;)
Kuchnia też im się spodobała. Ciasto bardzo smakowało.
Rozmawiałyśmy na neutralne tematy i trudno nam się było rozstać.
Dziś przyjeżdża Eksa siostra żeby podciąć nam włosy, więc zabieram się do roboty, bo może weźmie też teściową.



czwartek, 20 listopada 2014

Filip ma już 13 lat.....

Dzisiaj wizyta(cja) mojej byłej teściowej ;)

Na szczęście teraz bardziej ją lubię niż gdy była matką mojego męża.

Ciasto gotowe, kurze pościerane.... obiadek przygotowany.

Odkurzę dywan i umyję podłogi przed jej przyjściem bo nie wiadomo co Martyna wymyśli.
Albo kocica się walnie na środku i będzie firgołki uskuteczniać- zostawiając wszędzie swoje białe kłaczki.

Oczywiście mojej byłej teściowej nie będzie obchodzić fakt że jej syn nie widział naszego syna ponad 3 miesiące.
Przecież on biedny pracuje a ja tylko siedzę w domu i się nudzę

Będziemy rozmawiać na neutralne tematy i sączyć kawę.

środa, 12 listopada 2014

No to ganiam po lekarzach, załatwiam zaległe sprawy.
Jest lepiej. Po prostu wiem co mi szkodzi.
Jak dźwignę, siedzę na nodze, robię na drutach za długo albo jestem cały dzień na nogach to niestety ból głowy, kłucie czachy, drętwienie rąk, ogólny ból kręgosłupa i te zawroty głowy. Gimnastyka daje trochę ukojenia.

Wiele rzeczy odkładałam na potem, ale po tej całej aferze z objawami raka mózgu, można by rzec że sama dałam sobie kolejną szansę  i staram się odhaczać kolejne zaległe sprawy.

Tak więc remontujemy chłopakom pokój - mąż mój nawet bez szemrania się tym zajął, cały długi weekend walczył ze ścianami i podłogą. Teraz przydałoby się wymienić im meble, ale na razie brak funduszy. 
Jakub nosi aparat na zębach :)
A Martyna chce chodzić do mojej mamy i mam czasem chwilę spokoju a raczej czas, żeby coś pchnąć do przodu. Bo przecież ciągle jest coś do prasowania, sprzątania, a to trzeba ugotować, a to wyskoczyć do sklepu. Ale jak mi ją mama weźmie raz w tygodniu na te 3 godziny to mam chwilę ciszy i słyszę własne myśli.
Podziwiam matki pracujące.
Ja nie pracuję zawodowo a trudno mi znaleźć czas dla siebie.

Jak idę do Rossmana to mój ogonek (Martynka) kłoci się ze mną o kolor lakieru do paznokci i w końcu kupuję różowy bo to jej ulubiony kolor, w koszyku zaraz mam 3 jajka niespodzianki, płyn różowy do kąpieli, obrożę dla psa którego nie mamy, jakieś spinki i jeszcze trzeba ciągle krzyczeć : nie ruszaj, uważaj, zostaw. I wychodzę oczywiście ze sklepu cała mokra i bez tego po co przyszłam ;)
Tak samo jest z piekarnią, mięsnym i z każdym sklepem.
Np na poczcie ostatnio Pani dała jej za darmo książeczkę, bo tak się wierciła i zadawała dziesiątki pytań, w aptece dostała misie acidolac bo też wszystkie szyby wymazała paluchami i ciągle gadała czy kupię jej te żelki, albo do czego są te leki :)
Z trzecim dzieckiem powinno być najłatwiej, ale nie jest ;)

wtorek, 21 października 2014

przepraszam że nie odpisywałam na sms'y

od początku października czułam się źle... Myślałam, że to przemęczenie.
Kiedy odpuściłam kilka spraw i próbowałam odpocząć- nic się nie zmieniało.
Mimo , że pilnuję raczej co jem i biorę witaminy- pomyślałam że anemia powróciła.
Zrobiłam badania- wyszły jak na mnie - bardzo dobre.
I w końcu przydusiło mnie. Zawroty głowy, dziwny ból, wymioty, cały czas miałam wrażenie że albo mam mega wysoką gorączkę albo zaraz zemdleję.
Przepłakałam całą noc a rano dzwoniłam do lekarza...
Objawy mogły znaczyć wszystko - od zapalenia błędnika po guza mózgu...

5 dni załamania.

Wczoraj odebrałam prześwietlenie odcinka szyjnego kręgosłupa.

Lordoza, zwyrodnienia, dyskopatia kręgu c5-c6

To może być przyczyna.

Przede mną wizyta u neurologa.

Pewnie czeka mnie długa rehabilitacja albo nawet operacja.

Trzymajcie za mnie kciuki.

Nadal bardzo się martwię.

środa, 8 października 2014

wieczorowe pierniczki

Odbieram wczoraj Jakuba ze szkoły:
MAMOOOO, TY JESTEŚ ZA DOBRĄ KUCHARKĄ, MUSISZ GORZEJ GOTOWAĆ, TAK TROCHĘ GORZEJ
a co się stało Kubusiu?
BO JA ZAWSZE SIĘ MUSZĘ DZIELIĆ SWOIM DRUGIM ŚNIADANIEM.

miał włożonych do pudełka śniadaniowego 4 pierniczki i dwa mu koledzy zjedli ;)

sobota, 4 października 2014

szpital

Stary przyjechał z Krakowa z zatkanymi uszami i taki niewyraźny...
Od rana leży w łóżku, a jak wstanie to tylko żeby mnie wkurzyć...
Lekkie przeziębienie i normalnie tragedia.

piątek, 3 października 2014

o mnie się nie martw...

Jestem zachwycona.
Czekam cały tydzień, od rana się szykuję na ten serial...
A potem się śmieję i zazdraszczam Joannie Kulig - cycków i ust.
O MNIE SIĘ NIE MARTW.
:)
Szkoda że tylko raz w tygodniu....

A w ogóle to się trochę wkurzyłam. Miałam mieć dziś gości.
Boszzzzz... jak mi się na tych gości nie chciało szykować.
Jak mi się nic nie chciało piec i gotować...
Jak mi się sprzątać nie chciało...

Wyjęłam bigos z zamrażalnika, nakupowałam jakiś ciastek i wafelków, wędliny... wysprzątałam chałupę bo gości miało być dużo i w każdą szparę pewnie by powłazili....
a jedni i drudzy się nie zjawili....
Ku.rw.... następnym razem kawa i paluszki...
A krupnik będziemy chyba jeść cały tydzień ;) 

wtorek, 30 września 2014

:)

W niedzielę pojechaliśmy za miasto, leżymy na kocyku nad wodą , leci samolot....
Mówię do L : to co? Na 10 rocznicę ślubu zabierasz mnie na weekend do Paryża? ( jakoś mnie ten Paryż akurat nie ciągnie, ale jego tak... )
Mąż mi na to, że na pewno nie samolotem, wynajmiemy auto, bo on się boi latać...
Jakub się rozmarza , że on do Afryki na Safari by chciał....
A Martyna: Ja mamo polecę z tobą do Paryża, ja się nie boję i znam angielski" łan, tu, fri, for, fajw, six, sewen.

piątek, 26 września 2014

pierwszaki

Zaczynam ogarniać cały ten bałagan ze szkołą.
Ale ogólnie to mam wkurw totalny.
Pytam na wywiadówce czy trzeba zeszyt w 3 linie.
NIE TRZEBA, W ŻADNYM WYPADKU! BĘDZIEMY KSEROWAĆ, SĄ ĆWICZENIÓWKI, ZESZYTY SĄ NIE POTRZEBNE.
No to podpisałam  te w 3 linie jako zeszyty kontaktowe. Do zajęć logopedycznych.

Wczoraj idziemy na 8 do szkoły i Jakubowi się przypomina że zeszyt w 3 linie bo będą pisać literki.
Udusiłabym tą babę.

Na basen wzięła Jakuba nie przebranego- w szkolnym obuwiu i bez kurtki.
A basen miał ostatni i musieliśmy się do szkoły wracać.

Religia.
Pokopana Siostra.
Wymaga od 6 i 7 latków fachowego słownictwa.
Tabernakulum. Mi nawet się język poplącze.
Zada piosenkę, 1 dzień na naukę i normalnie pyta i pały stawia. a niby dzieciom nie można stawiać ocen, nie można zadawać do domu, to niech sama z nimi śpiewa i ich uczy. Ciekawe czy tak ich nauczy w te 45 min.
Ja nie wiem jak ja przeżyję te 3 lata, u nas w parafii terror Kościelny. Za wizytę w Kościele dziecko dostaje jako dowód obrazek i trzeba go wkleić do zeszytu. Pójdziesz do innego Kościoła to karteczki nie dostaniesz więc jakbyś w Kościele nie był.
Proboszcz odwraca kota ogonem. Bo twierdzi, że oni w ten sposób liczą dzieci chodzące na Msze.
Nie podoba mi się to, oj nie podoba.
A rodzice nie mają siły przebicia.
Wcale się nie dziwię, że tak ludzie gadają na Kościół.
Z niewolnika nie będzie pracownika.
Zamiast opowiadać o Bogu, pokazywać kim był Pan Jezus, to najważniejsze są regułki.

Teraz od października zacznie się Różaniec, więc  w niedzielę dziecko powinno być 2 razy w Kościele- inaczej nie dostanie albo obrazka albo literki :)

Za to u Filipa wszystko ok. Niby dużo nauki, ale jakoś dajemy radę.



piątek, 19 września 2014

RED

Oglądałam Red z Brucem Willisem...
Ach... Lubię takich łysoli. ;)

czwartek, 18 września 2014

1 spotkanie rodziców

Wyszłam z domu o 16ej, wróciłam o 19!
Lekka przesada, ale nowa wychowawczyni sympatyczna.
Niestety odniosłam wrażenie że cała ta szkoła myśli że każdy rodzic ma jedynaka wokół którego świat się kręci...
Tyle projektów w których rodzice muszą brać udział, że się zastanawiam jak ja to pogodzę z opieką nad pozostałą dwójką maluchów.


piątek, 12 września 2014

jak nie urok to sraczka

Mamy grypę żołądkową.
Sobota- Jakub.
Środa- ja i Filip
Piątek - Martysia :(




czwartek, 4 września 2014

trochę narzekam

Boziu! Jaka ja jestem niewyspana!
Wczoraj wyszłam na chwilę do księgarni po okładkę na Elementarz i w tym czasie Filip włączył Martynie bajkę i zanim wróciłam... Mała już spała :(
Była 16ta, od 17:30 próbowałam ją obudzić, ale co ją obudziłam to za chwilę znów spała i tak do 19ej.
Potem była zdziwiona czemu już NOCKA IDZIE...
Zasnęła około 1ej w nocy.
Bajki bym jej włączyła, ale skończyła nam się umowa a ja nie mogę podpisać kolejnej bo nie mam dochodów.
Przeprosiłam więc dvd  i czekam aż L znajdzie czas żeby zdobyć nowy dekoder.

Muszę wstawać codzienie o 6:30.
Filip ma gimnazjum na drugim końcu miasta.
Babcia mimo że mi obiecywała pomoc przy zaprowadzaniu Jakuba na rano do szkoły, stwierdziła, że ona teraz będzie pomagać mojej kuzynce.
Tadam.
Mieszkamy przez ścianę i jak mi odmówiła pomocy to byłam w mega szoku.
Tym bardziej, że pomoc była obopólna.
Z każdą błahostką  babcia przychodziła do mnie. Lekarz, doładowanie komórki, cmentarz, święta, teraz jej L grzyby zbierał bo jak jej na targowisku  za łubiankę podgrzybków zawołali 25 zł to mało co zawału nie dostała bo za tyle to by miała 2,5 kg "opatki" ze Stokrotki....., teraz L miał jej pokój malować , skrzynki z ziemią po lecie prosiła żeby z 3 piętra do piwnicy poznosić itp.
Nieraz krwi mi napsuła, np podpisując umowę na jakąś nową telefonię- potem ja musiałam się natrudzić, żeby to odkręcić.
Wiele, wiele razy dzwoniłam, załatwiałam, biegałam w jej imieniu.
A ona i tak rano idzie do Biedronki i mija szkołę Jakuba.
Nie rozumiem tego.
........ ale podejrzewam o co chodzi.  :(

A teraz muszę Martynę budzić, a wiadomo jest nie przyzwyczajona. Płacze, nie chce się ubierać i DUPA! Tak jak dzisiaj , zasnęła o 1ej, zaczęłam ją budzić o 7ej, ale nieprzytomna, musiałam zadzwonić po mamę :(

Ale udowodnię babci że sobie dam radę.

poniedziałek, 1 września 2014

1 września

No to mam w domu dwóch pierwszaków :)


niedziela, 31 sierpnia 2014

grzyby

L poszedł na grzyby.
Rano obudził mnie trzepnięciem drzwi od łazienki.
Wstałam gdy usłyszałam jak otwiera energetyka...
To już nie możesz wypić kawy i coś zjeść?
No przecież zaraz się tłok zrobi w lesie i ktoś mi prawdziwki wykosi.
Yhmmm...
Wyszedł o 5:36
A ja w kimę, spałam prawie do 9ej.
Z małymi przerwami na siusiu Martyny.


O 10 zadzwonił ojciec, że umówili się przed 9tą przy aucie, L dzwonił, że już idzie i go wcięło. Poza zasięgiem.
Mieszkamy w lesie a oni we dwaj zawsze muszą w swoje miejsca jechać.
No to mówię do ojca- czekaj albo łap okazję- nic Ci nie poradzę jak się nie da dodzwonić.

Przed 11 zapiszczał mi telefon że L ma zasięg...
Okazało się że ktoś go źle pokierował i jest 18 km od auta (drogą ) a lasem około 8-9 km, zmęczony, bez wody, bo woda w aucie została... i wpadł jeszcze w jakieś bagno...
Teraz pokierowali go jacyś kolarze.
Ciekawe na którą się z tego lasu wyczłapie :)
a kompas leży i woła..

Martwię się.

sobota, 30 sierpnia 2014

serek

a na kolację serek... pierwszy raz panierowałam i wyszło pysznie...

wtorek, 26 sierpnia 2014

w końcu

Po kilku ciężkich tygodniach mogę odsapnąć.
UFFFFF...
już prawie koniec- jeszcze tylko drzwiczki do zmywarki mi przywiozą i przykręcą... jeszcze kilka pierdołek trzeba dokupić i mogę się tylko cieszyć.
Aż od razu chce się gotować...

Moja kuchnia to była tragedia. Dwie małe szafki, wszystko miałam na meblach bo nie było gdzie chować moich skarbów... a od dwóch lat poleciały wszystkie zawiasy u drzwiczek- niby reanimowane ale wszystko wyglądało obleśnie. Nie było płytek więc średnio co 3-4 miesiące musieliśmy malować.



A teraz mam dużo miejsca i do chowania i do pichcenia.

I tak mi przeleciało całe lato, nawet do teściów nie udało się wyjechać bo cały czas COŚ... No i nie byłam na lodach w Nowym Targu i bryndzy się nie pojadło.... buuuu....

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

takie rybki


Męża poinformowałam że jak nam ta zmywarka nie potrzebna to on w weekendy myje gary.
Jak myć nie będzie to ja się odwdzięczę.

 W ogóle to zaprezentowałam mężowi co to jest praca w domu. Od soboty wieczór oprócz nakarmienia dzieci nie robiłam nic. A trójka dzieci, zwierzęta i ciasne 46 metrów równa się SAJGON. Nie poprawiałam zasłon, firan( strasznie mnie rozwalają nie symetrycznie ułożone firanki i zasłony!). Jak coś się rozlało, to tylko przejechałam ścierką. Ciuchy gdzie rzucili tam zostawały, okruchy na stole, kubki po kawie, piasek z plaży, mokre majty po pływaniu, rozsypany żwirek z kuwety, niepozbierane książeczki, itp.
A za to pomalowałam sobie paznokcie, nałożyłam maseczkę i poszłam z dziećmi w rejs i wróciłam jak się ściemniało ;)

Jak nie dociera to trzeba pokazać głupotę ;)
Mył gary w wannie w sobotę, w niedzielę się zbuntował i obraził.

W poniedziałek o 7 rano już dzwonił do faceta od mebli.

 Zmiany w projekcie  musiały nastąpić, niestety takie średnio mi się podobające.
Kurcze- teraz to nawet nie wiem jak to będzie wyglądać, bo płytki mieliśmy położone pod stary projekt :( :( :( ale może nie będzie tak źle.
Ale zmywarkę będę mieć.

Tylko teraz trzeba ją kupić. Podblatową 45,ale nie wiem czy taką da radę kupić można by i do zabudowy ale ja nie chcę kolejne 3-4 tygodnie aż przyjdą zamówione drzwiczki, i montaż o tyle przedłuży. Chyba że kupić do zabudowy i czekać.

Zmęczona jestem tym weekendem. Psychicznie toczyłam z nim wojnę. Tak się właśnie czuję.
A mieliśmy wszystko w sobotę ogarnąć a w niedzielę pojechać w góry. A tu dupa.
Całe wakacje wokół remontu. 

Jak Mała wstanie biorę się za sprzątanie :(


czwartek, 31 lipca 2014

remont

płytki już są i bardzo mi się podobają :)
Niestety na meble jeszcze muszę poczekać 2 tygodnie.
Nie wiadomo czy jechać gdzieś czy siedzieć w domu i czekać na telefon od mebelków, bo pan pocieszył, że może ciut wcześniej uda mu się je zrobić.

Niestety nie obyło się bez komplikacji ;)
Płytkarz miał przyjść w czwartek a przyszedł w piątek, opóźnienie.
No i mąż mi zerwał podłogę w kuchni i pokoju. Tyle mu trułam że uległ.
Najgorsze że nie mam mebli w kuchni i co za tym idzie, nie mam ZLEWU.
To jest dopiero masakra :) :)
A jeść i gotować jakoś trzeba.

Niestety wielu rzeczy nie mogę odnaleźć, i nie wiem czy gdzieś sobie leżą czy przypadkiem się wyprowadziły...
No ale 4 dni 4 chłopa mi tu latało więc nie do ogarnięcia.

Żałuję tylko że nie kupiłam zmywarki.
Matka mi truła że to nie potrzebny bajer i żre prąd, a mąż wiadomo- przeciwny wszystkiemu bo po co wydawać pieniądze ( kiedyś baby myły gary w potoku a ja to cały czas wymyślam)

I mam problem z tym zlewem bo podoba mi się taki głęboki typu miska ok 51 cm średnicy, a wszyscy twierdzą że jak nie ma zmywarki to musi być dwukomorowy, a mi w tą szafkę to dwukomorowy to taki maleńki wejdzie...
No i w sobotę trzeba kupić ten zlew a ja nie wiem
MALUTKI DWUKOMOROWY, CZY DUŻA MISKA?
podpowiedzcie Babeczki :)
Bo matka i mąż znowu na mnie najeżdżają że WYMYŚLAM.

niedziela, 20 lipca 2014

do dupy

Dzieje się, non stop coś.

Od roku szukaliśmy faceta do płytek w kuchni. Tych na ścianie.
Wtedy meble NO PROBLEM. Na wymiar w tydzień góra dwa i cena oki. ale bez sensu nowe meble jak płytki trzeba.
Jak znaleźliśmy faceta od płytek NO PROBLEM, to problem z meblami, bo te kilka tys co mamy to za mało!

A ja przecież nie wyczaruje, to 2 tyg szukam kogoś do mebli. 

Mąż załatwił płytkarza.
Ja mam znaleźć meblarza.
Oki. Jakoś to będzie.
Ale po drodze psuje się dekoder a tu leje i leje a my tv nie mamy.
Po wymianie dekodera czekamy 9 godzin aż go odblokują a tu FINAŁ czegoś tam- tzn grają w kopa.
Mąż ich zrąbał to włączyli, ale tak się zmęczył tymi telefonami co 2- 3 godziny że przespał gola.
On był za Niemcami a ja za Argentyną.

Potem łubudu i zepsuła mi się pralka, ROCZNA.
No i co?
Kupiłam ją w sieci, przyszła bez gwarancji, rachunki mam, ale nerwy były.
Pani na lini pocieszyła mnie że wystawi  mi duplikat karty gwarancyjnej.
Oki.
Tego samego dnia przyjechał pan z serwisu i stwierdził że to PROGRAMATOR i musi zamówić/
Oki.
Trójka dzieci a ja już tydzień nie mam pralki. Już nie wspomnę ile się moj mąż nasłuchał że to przez jego betony i gwoździe.
Szlag by trafił.
We wtorek pan się zjawi z programatorem i alleluja, będę prać cały dzień albo dwa. Bo pan płytkarz w środe lub czwartek robi mi argamedon.
Nie wiem gdzie i co mam robić z  tymi dzieciakami. bo oprócz kuchni chyba mąż zafunduje mi nową podłogę w stołowym. Ale cicho sza bo się jeszcze zastanawia ;)
A ja się zastanawiam czy nie wywalić takiej jednej ścianki ;)

W poniedziałek ma pan przyjechać i proponować meble na które miałabym czekać 4 tygodnie.... więc całe wakacje przeje.... i bez zlewu. No to mycie garów w wannie mnie czeka.

Dzisiaj byliśmy pół dnia nad wodą.
Kupiliśmy Martynie balona... Wczoraj Mac Dziad a dzisiaj ten nie tani balon. Ja wszystko teraz przeliczam bo ten remont mnie wykończy całkowicie. A tu jeszcze przecież dzieciaki trzeba wyprawić do szkoły.
Małż też nie chciał balona bo przeliczył że moglibyśmy iść na pizzę za tego balona.
No ale Tweety . Niech się mała cieszy.
No i zawiał wiatr , drzwi balkonu otwarte i ptaszek odleciał.
Ale był płacz. Mała płakała , a ja czułam się bezradna.
Mi też przykro się zrobiło.
Bo Martysia tak się cieszyła.
Teraz co chwila się budzi i mówi przez sen że już nie chce balona.
Ale uwielbia pływać.
Dziś pierwszy raz pływała na łódce.
Idzie burza więc pewnie znów internetu nie będzie.
Takich nerwowych wakacji to jeszcze nie miałam. a jeszcze na świecie co się dzieje ... przeraża mnie to.

Jeśli ktoś tu jeszcze zagląda to pozdrawiam serdecznie.

piątek, 6 czerwca 2014

nom

Jakub prosił mnie przez jakiś czas o telefon.
W końcu kupiłam mu kartę i dałam swój poprzedni.

Fajna sprawa bo często u kolegi godzinka zamienia się w trzy ;) I głupio tak, żeby u kogoś tyle siedział, a nieraz Martyna mi śpi więc jestem uwiązana i nie mam jak po niego pójść.

No to super.
Kubuś ma telefon.
Dzwoni, informuje, że zmienia położenie ;)

A wczoraj przychodzi do mnie i prosi mnie żebym mu dała na doładowanie :)
Eee , nie możliwe żeby całą kartę wydzwonił.

ALE MAMO, BAWILIŚMY SIĘ W SNAJPERÓW Z KSAWERYM I MUSIELIŚMY MIEĆ KONTAKT.

No to fak.

I teraz jak mu załaduję konto to chyba będę musiała mu wszystkich kolegów wykasować z kontaktów, gorzej jak sobie i z tym poradzi ;)


wtorek, 3 czerwca 2014

już czerwiec

o kurcze! Trochę mnie tu nie było!

Przez święta wielkanocne popuściłam pasa, zaczęłam jeść znów wszystko ... no i po tygodniu samopoczucie do dupy, waga na plus, znowu opona a co najgorsze zaczęły mi wypadać włosy.
Szok.
Ale to że jestem zabiegana nie sprzyjało mi do wrócenia do ODŻYWIANIA. Ciężko jest.
Bo łatwiej jest dojeść kanapki po dzieciakach czy wrzucić na talerz ziemniaki z kotletem...
A że przez miesiąc nie mam czasu napchać się zieleniną to i organizm się domaga zachciewajek.

Spadło mi też żelastwo i spać po nocach nie mogę, jakieś omamy, wewnętrzny niepokój.
Botwinka, buraki, czerwone wino... żółtka jajek i zero poprawy, więc łykam tabletki :(

Mam nadzieję, że niedługo mi energia wróci.. bo najchętniej to bym z domu nie wychodziła.

Dzieciaki ok :)
Dają popalić.

Filipem zaczynają telepać hormony.
Mam dość a to dopiero początek.
Na ten przykład tydzień temu wzięliśmy Młodsze do dziadków.
Filip został w domu.
Grał w jakąś grę , wkurzył się i rozwalił pięścią matrycę nowego laptopa.
Ręce mi opadły.





poniedziałek, 14 kwietnia 2014

....

Weekend spędziliśmy na świętowaniu i przyjmowaniu gości :)
L miał urodziny, Filip imieniny a w niedzielę 13go Kubusiowi stuknęła SIÓDEMKA :)

Dziś totalnie nie byłam w stanie nic zrobić, taka jakaś byłam rozbita, no ale cały tydzień ganiałam z Kubusiem na rekolekcje,a  od piątku stałam przy garach. Puściła mnie chyba adrenalina i złapało zmęczenie.
I tak się ograniczałam, żeby nie przesadzić z produkcją.
Tort zamówiłam w cukierni. Tadam. I upiekłam tylko jedno ciasto ale dwukremowe...

Fajnie było, ale stary mnie strasznie ostatnio irytuje i najchętniej wysłałabym go w kosmos...




Nawet zrobiłam takie Jajo Wielkanocne. Filip wziął do szkoły i pani od plastyki tradycyjnie zachowała je na pamiątkę ;)

W niedzielę w końcu nałożyłam hennę Khadi... nie było tak źle ;)

piątek, 11 kwietnia 2014

moja dziewczynka

Trochę się załamałam...
Obserwuję u Martyny już jakiś czas że zaczynają ją denerwować spódniczki i sukienki, na początku myślałam, że to przez rajstopy... ale chyba nie tylko o to chodzi
Kupiłam jej piękną koronkową sukienkę, do tego śliczną apaszkę, rajstopki i już się rozmarzyłam jak cudnie będzie wyglądać jak pod kolor zrobię jej jeszcze opaskę... No cud miód... na Święta.
Tylko butów jej brak, ale stwierdziłam, że fajne pastelowe trampki kupię i będą pasować.
No i w domu się okazało, że nawet nie chce przymierzyć.
Ojciec ją wręcz zmusił, ale stała ze spuszczoną głową.
Jak powiedziałam, że będzie chodzić w ubraniach po Jakubie i będę mieć z głowy, to zaczęła pyskować, że ona jest Martynka, jest dziewczynką i lubi fioletowy i różowy....

Ale co tu się dziwić jak nawet po mieszkaniu z pokoju do pokoju śmiga na rowerze ... sukienka by jej przeszkadzała.

Tak czy siak jestem lekko rozczarowana.
Będę próbować ją przekonać, zachęcić ... choć czarno to widzę.
Ja typ sukienkowo spódnicowy, spodnie owszem mam, ale noszę jak muszę ;)

wtorek, 8 kwietnia 2014

marszczę się

Jestem tak zaganiana, że nie mam czasu na skupianiu się na sobie, więc moje oczyszczanie mocno kuleje...
Ale po dwóch dniach jedzenia byle czego dorwałam się do talerza z kaszą gryczaną i brokułami... oderwać się nie mogłam. Więc myślę, że jakieś zdrowe nawyki we mnie korzeniują :)

Moje główne grzechy z weekendu to  karkówka- na szczęście mało wysmażona- prawie żywa ;)
Tatar wołowy to nic, ale do tego musiałam zjeść chleb... Filip od kolegi naprzynosił ciasta (mieli w domu chrzciny) więc musiałam spróbować niby po maleńkim kawałeczku a czułam się jakbym pół tortu przynajmniej zjadła.
Odbiło się to na mojej skórze i na moim brzuchu- wzdętym brzuchu :(

Mąż robił mi soki w sokowirówce, więc nie było tak całkiem niezdrowo.
Nie wiem... jak ja przepuszczę białą kapustę z marchewką i jabłkiem to łykam to jak nic... a jak on mi zrobił taki sok z odrobiną buraka to ledwie to przełknęłam. Myślę że buraka bez cytryny to chyba się nie da tak na luzie przełknąć. Jednak cytryna zabija ten ziemisty smak.
Ale soki trza pić. Nie chce mi się ich robić, więc zawsze macham rzęsami do Starego i on skrobie te marchewki ;)  Muszę go tylko pilnować, żeby robił wg moich smaków.
Bo my mamy całkiem inne postrzeganie świata.
Jak ja chcę 3 marchewki i 1 jabłko, to on robi odwrotnie ŻEBY MI SMAKOWAŁO. I na nic tłumaczenie, że dla mnie marchewka jest i tak za słodka.

Waga w końcu zaczęła po malutku spadać, na prawdę po malutku... takimi mini kroczkami, ale jak się siedzi na kanapie i trzepie drutami to wiadomo MAŁO RUCHU.
Kasza trzy razy dziennie też ma swoje kalorie, ale przecież nie o odchudzanie mi chodziło tylko o wzmocnienie.

Spadek wagi powinien grubasa cieszyć, jednak zaczęłam się marszczyć :(
A na prawdę wolę być gruba niż pomarszczona :(

za niecałe 2 tygodnie święta, za 3 tygodnie jedziemy w góry.
Od 17 grudnia nie farbowałam włosów... i od lutego się zastanawiam czy umówić się do fryzjerki czy w końcu nałożyć tę hennę którą kupiłam już jakiś czas temu....
Mam nadzieję, że do świąt się zdecyduję ;)

wtorek, 25 marca 2014

ssanie oleju kokosowego start

Martyna mi się rozchorowała ... eh... przerąbane bo ona jest ANTYlekowa.
Płacze bo nosek zatkany, teraz trochę się rozruszała i bawi się z dzieciakami w chowanego, ale podejrzewam że nocka będzie trudna.
No nic to... walczę żeby obyło się bez antybiotyków.
Ale jestem przerażona i tyle.
Bezradna....

Filip ma za tydzień sprawdzian szóstoklasisty.
Wiadomo. Stres...
Chciałabym żeby poszło mu jak najlepiej.

a my od wczoraj z Filipem ssiemy olej kokosowy:)
To taka metoda oczyszczania, ciekawe ile wytrwamy

środa, 19 marca 2014

kiermasz rękodzieła

W naszej mieścinie ogłoszono pierwszy kiermasz rękodzieła.
Zastanawiałam się nad zgłoszeniem... Cykałam się strasznie, mąż namawiał. Mama namawiała...
A ja jakoś tak nie bardzo. W końcu to jak publiczne wystąpienie ;) haha
Cykor jestem i tyle.
Tak się zastanawiałam , że wszystkie czapeczki mi się wyprzedały i nie mam z czym iść na ten kiermasz. :) :)
ale za rok... kto wie ;) Może zabłysnę swoimi robótkami w lokalnej społeczności ;) :)

wtorek, 18 marca 2014

:)

Wątpiłam w to, ale moje dzieciaki w końcu wybierają surowe owoce....
Wcześniej jedli tylko gdy obrałam i wmusiłam. No może truskawki były wyjątkiem...

Teraz jak wracam do domu i widzę Jakuba z gruszką, Filipa z jabłkiem to aż mi lżej... mam nadzieję, że kiedyś zjedzą choćby tartą marchewkę do obiadu.... Bo jedzą kiszone ogórki, konserwowe, paprykę konserwową, ale tak na surowo to prawie nic :(


A ja tak obtarłam nogi starymi ulubionymi butami, że oprócz obtarć mam odciski podeszłe krwią.
Buty już na śmietniku.... a ja je tak kochałam :( ;) buuuu

poniedziałek, 10 marca 2014

pasta z czerwonej soczewicy

Trudno mi żyć bez chleba... ale podobnież się da. Więc szukam czegoś co mnie porwie, zachwyci i da chwilkę zapomnienia.

Jutro stawiam na buraki- genialnie oczyszczają organizm i podobnież wraz z jabłkiem działają antydepresyjnie. Ugotuję dwie sztuki, a potem zetrę na tarce. Jednego zjem z kaszą gryczaną na obiad. Kaszę poleję odrobiną oleju rzepakowego, dam dużo natki pietruszki, drobno posiekaną czerwoną cebulę (działa pobudzająco na układ odpornościowy i ma lekkie działanie antybiotykowe) i przyprawię na lekko pikantnie. nie mam papryki, ale idealnie pasuje do takiej sałatki z kaszy gryczanej.
Drugiego buraka zjem ze startym jabłkiem i łyżeczką pestek z dyni- takie śniadanie :)

Do tego kupiłam dziś w Stokrotce 1,5 kg śledzi w promocji po ok 10 zł :) Więc śledzika nie będę też sobie żałować. 

W piątek robiłam świetną pastę. Idealnie pasuje DO CHLEBA, ale ja ją jadłam normalnie łyżeczką zagryzając tartą marchewką lub posiekaną kapustą pekińską z cytryną .

1 szklankę czerwonej soczewicy ugotowanej z 2 szklankami wody ( na bardzo miękko) miksuję z dwiema ugotowanymi marchewkami i z 1 cebulką zeszkloną na patelni z odrobiną tłuszczu.
Przyprawiam solą morską, startym czosnkiem, pieprzem kolorowym i jak ktoś ma to można dodać czarnuszkę ( ma działanie oczyszczające wątrobę i przeciwdziała zapaleniu trzustki).
Wygląda to jak pasztet i mój mąż zażyczył sobie słoiczek do pracy :)

Co najbardziej zadziwiające nie czuję się głodna na tych moich wydziwianiach.
Tylko za tym chlebem tak tęsknię, i za pizzą... i za kluchami w pomidorówce i za ciastem drożdżowym... a już całkiem nie wyobrażam sobie kalafiora i brukselki bez polania bułeczką tartą podsmażoną na maśle... 

krok do tyłu

Cały weekend zaprzepaszczony :( No niestety.
Miałam dziwne zachciewajki- np na nóżki w galarecie których nienawidzę. Akurat mama zrobiła dla L. Do nóżek musiał być chleb.
Chciałam się też zrobić przyjemność Filipowi i narobiłam pierogów z mięsem i kaszą jaglaną.
Wyszły tak dobre, że nie mogłam się oprzeć!
Wieczorem poszłam z Filipem "potruchtać" i wróciliśmy do domu z mrożoną pizzą i butelką czerwonego wina ;)

A w niedzielę spakowaliśmy piłkę i grilla. Niestety tak długo szukaliśmy miejsca na piknik, że zgłodniałam jak wilk i rzuciłam się na padlinę niestety. Kiszonej kapuchy zapomniałam dla siebie spakować, jedynie mogłam rzucić na ruszt 4 pieczareczki które były przepyzne!
Kolejnym moim grzechem było, że strasznie mało piłam.

Surowizny ledwo co.

Jedynym plusem było dużo ruchu.

I co najśmieszniejsze mąż ukradł mi dresy i z nich wyjść nie chce. Stwierdził, że za duże sobie kupiłam i te jego będą.

Niestety mój organizm nie wie o co chodzi i już skutkowało to brzuchem jak w szóstym miesiącu ciąży i opuchniętą twarzą.
Niestety tak reaguję na połączeniu glutenu z padliną.



Dziś stawiam na nawodnienie, acai, i dużo zielonego. Trzymajcie za mnie kciuki :)

link

Znalazłam notkę gdzie wszystko jest napisane przejrzyście i trza co rano sobie to do łba wbijać.

cytrynowy gaj

kasza jaglana

Na śniadanie gotuję pół szklanki kaszy jaglanej w 1 szklance wody, delikatnie osolonej solą morską. Jak mi się skończy morska- mam zamiar kupić sól himalajską różową.

Wysypuję kaszę do miseczki, ścieram na tarce na grubych oczkach 1 duże jabłko lub dwa mniejsze, kilka śliwek suszonych posiekanych drobno. Mieszam i jem.
Ewentualnie jak nie zapomnę to posypuję łyżeczką mielonych pestek z dyni :)

Dla człowieka wszystkożernego na początku takie jedzenie jest bez smaku, ale w miarę oczyszczania organizmu smakuje coraz lepiej. A sama śliwka wydaje się być za słodka.

Ważne też jest suplementowanie chlorellą, spiruliną, w okresie do kwietnia witaminą D i cały rok omega3.


poniedziałek, 3 marca 2014

weekend bez mięsa a niedziela bez glutenu :)

Oj ciężko zmienić swoje nawyki żywieniowe, bardzo ciężko.
Ale nie poddaję się...
Warzywka i surowizna rządzą. Czasem się podłamię i zeżrę coś BE , ale wybaczam sobie to :)
W ten weekend mąż zaczął mnie wspierać- tzn nie kazał mi jeść mięsa . YUPI :)
Zabrał mnie na targ i kupiliśmy kilka siat warzyw i owoców.
Zrobił mi nawet sok z marchwi i jabłka.
I umył tą dziadowską sokowirówkę.

Obiecał mnie wspierać( ale jak wyląduję w szpitalu to ostatni raz... ) bo ...cycki mi urosły a tyłek schudł.
Ale w zasadzie ja w ogóle nie myślę o odchudzaniu, ja po prostu chcę lepiej funkcjonować.
Nie chcę mieć wiecznie przewlekłego zapalenia zatok, non stop zapalenia gardła, do mojego kochanego Hashimoto, guzków i zrostów na płucach dołączyły też problemy ze skórą.
Diagnozowane jako uczulenie, może łuszczyca, a raczej nie, a może to łupież, a może atopowe zapalenie skóry? Przepisywane specyfiki w ogóle nie działają.

Do tego moje skłonności do zmęczenia. Ziemista skóra jakbym była nie dożywiona.

Doszło do tego, że moja 60 matka i 83 letnia babcia muszą mi pomagać.
I się wkurzyłam. Wściekłam wręcz.
Bo do jakiej nędzy tak ma być? Czy ja już do końca życia mam być taką ofiarą???

A co mi szkodzi spróbować. I zaczęłam szukać...

Bo odstawieniu kostki rosołowej, przypraw typu kucharek i tym podobnych umilaczy w kuchni po tygodniu czułam się już lepiej.
Bo odstawieniu mięsa- rano nie wstaję zmęczona.

Po woli zaczynam odkwaszać swój organizm.

I próbuję polubić kaszę jaglaną. Bo z gryczaną jestem już za pan brat ;)

Dziś utarłam jedno jabłko, wymieszałam z łyżeczką cynamonu, kilkoma śliwkami suszonymi i około pół szklanki ugotowanej kaszy jaglanej.
Pychota!

Trochę to wszystko dłużej trwa niż posmarowanie chleba masłem i wrzuceniem plastra wędliny, no ale warto :)



czwartek, 27 lutego 2014

do przodu i nie oglądać się za siebie!

Mąż patrzy na mnie jakbym spadła z Księżyca :)
Bo jem za dużo warzyw.
Jak dobrze że widujemy się tylko w weekendy... i nie muszę na co dzień słuchać, że człowiek jest drapieżnikiem i śmieszne jest że od schabowego wolę brukselkę.
Unikam też chleba i ON ZACZĄŁ SIĘ MARTWIĆ bo jak on mnie weźmie do rodziny w góry??? Bo przecież oni pomyślą, że mi TOTALNIE ODWALIŁO.

 Tak... zaczęło się od zapuszczania włosów i pozbycia wszystkich szamponów z silikonami, a skończyło na jedzeniowych fanaberiach.
Włosy mam nadal średnie, ale dzięki warzywkom czuję się lepiej.

Dzisiaj dobiłam L faktem, że kupiłam dres i mam zamiar kupić kijki do maszerowania :)

Stwierdził, że ZA PÓŹNO.. ( jestem niby za stara) i chyba na prawdę mi się w domu nudzi...
Nie ma to jak wsparcie. Ale z drugiej strony to ja lubię tak na przeciw jemu....
Wtedy jeszcze bardziej uparta jestem i mam jeszcze większą motywację.




wtorek, 25 lutego 2014

:(

Mamy ferie, pogoda wiosenna, ale z mroźnym wiaterkiem. Czas nam jakoś mija, ciągle coś się dzieje... ale ostatni tydzień był koszmarny.
W tragicznym wypadku zginęła Tosia nasz ukochany szynszyl.
Nie zwierzak a domownik.
Kumpela naszej persicy, moja ukochana i cudowna przyjaciółka do wszystkiego.
Wiewióreczka siedząca mi na stopie gdy robiłam na drutach.
Ciekawskie i wesołe maleństwo.
Przez moją nieuwagę...
Fatalnie się czuję z tym.

Każdy wiedział ile dla nas znaczyła, więc rodzina i przyjaciele wspierają nas.

Filip tak płakał, że na MUS szukałam szynszyla, aby choć trochę przestał myśleć o tym co się stało.
Niestety jak na złość, nie ma młodych ani prywatnie ani w sklepach zoologicznych.
Kupiłam szynszyla z fermy.
Miał kontakt z człowiekiem tylko w porze karmienia :(
Strasznie nas się boi... ale damy radę. Małymi kroczkami ją oswoimy.

wtorek, 28 stycznia 2014

:)

Martyna lubi jeść kozy z nosa i się nam chwali : BOBOKA mam już w brzuszku! :( :( :(
od dwóch tygodni jej tłumaczymy że nie wolno i beeee ale jak na razie nic nie pomaga.
Uzyskałam w zasadzie tyle, że teraz chowa się gdzieś i szuka BOBOKA w nosie...

Jakub nosi okulary. Lekki astygmatyzm i krótkowzroczność :(
Ale zadowolona jestem bo udało nam się kupić fajne oprawki i nie ma problemu z noszeniem ich.

A ja ... zaczynam żyć ;)

Niestety każdą ciążę muszę odchorować 3 lata...

I Martyna skończyła te magiczne 3 lata i w końcu zaczyna mi się CHCIEĆ...

Zaczęło sprawiać mi przyjemność zajmowanie się sobą...  Nie mogłam się tego doczekać.
No i znów chętnie gotuję i piekę, i czytam gazety, i po zakupach wracam do domu okrężną drogą by pobyć trochę sama ;)

Ku pamięci- od kilku dni łykam chlorellę. Przez pierwsze 3 dni straszne wzdęcia, ale przemiana materii lepsza.

A tu Kubuś ze swoim najlepszym przyjacielem. Bal karnawałowy w szkole. 


wtorek, 14 stycznia 2014

fochy i takie inne

W zeszłym tygodniu wypadł Kubusiowi pierwszy ząb :) Przerażony był na początku mimo moich zapewnień że to naturalne.
Przyszła w nocy wróżka zębuszka i Młody chodzi dumny.

Niestety co rano mam z nim problem- ma jedne ulubione spodnie i może ze 4 t-shirty z krótkim rękawem. Wszystko inne jest niby za duże, za twarde, za szorstkie, metki gryzą- odcinam je z nienawiścią ;) ale nic nie jest lepiej... i co rano foch. Bo kazałam mu założyć BRĄZOWE SZTRUKSY, albo koszulkę z długim rękawem... albo inne dżinsy bo jego ulubione nie wyschły przez noc.
Niektóre rzeczy ma na sobie RAZ i koniec. Cały tatuś. Pełna szafa ubrań a nie ma w czym chodzić. I te ograniczenia kolorystyczne. L też nie lubi brązowego, czerwonego i zielonego...
Ulubiony biały i niebieski ;)

W niedzielę nie chciało mi się wyjść do cukierni po pączki, więc upiekłam mu do szkoły muffinki i nie zjadł ich pomimo, że je bardzo lubi... bo do szkoły on chce PĄCZKA!.
Idę po niego do klasy a Pani Kubusia mi mówi, że miał zły humor bo dałam mu za mały soczek ( w kartoniku) i Pani Małgosia poszła do sklepiku szkolnego i kupiła mu picie.
No zła matka jestem. Kazałam mu założyć czerwoną koszulkę ze spidermanem, dałam za mały soczek i jeszcze zamiast pączka w pudełku śniadaniowym były muffinki. 
Na szczęście ma dwóch kumpli w którymi spotyka się po lekcjach i wtedy jest bardzo szczęśliwy, z rumieńcem i uśmiechem od ucha do ucha :) może dlatego że pozwalam mu w domu założyć stary t-shirt i spodenki rozmiar 98!!! ( nosi je od 2 urodzin- są w gumkę na szczęście) ;)


piątek, 3 stycznia 2014

3 latka

Martyśka kończy dziś 3 latka :)
W święta byli goście i był tort...
Niestety nie zrobiłam ani jednego zdjęcia bo akurat Mała miała gorszy dzień.
Sukienka specjalnie naszykowana na tę okazję nie przypadła jej do gustu bo nie była różowa.
Na zaczepki gości reagowała płaczem , krzykiem i krzywą miną.
Nikomu nie dała się pocałować, a składane życzenia miała w tylnej części ciała, piszczała i wykręcała się.
Wzięła jedynie prezenty i zamknęła się w drugim pokoju...

Od dwóch miesięcy buntuje mi się przy ubieraniu bo preferuje jedynie róż i fiolet.
Biała śliczna kurtka jest wg niej okropna i nosi starego różowego łacha.
L jej oczywiście ulega i mi wstyd z nimi się pokazywać...  w domu mam pełno ubrań jeszcze z metkami... ale są szare, granatowe i białe... i Martyna nie chce słyszeć o ich ubraniu :(
Ale tak po cichu mam nadzieję że jej przejdzie.
Na razie żadne próby negocjacji mi nie wychodzą. Zrobiłam jej nawet do kurtki czapkę biało czarną zebrę i ni hu hu. BRZYDKA!


 Nie lubi też moje dziewczę żadnych chustek, szaliczków i kominów.... co mnie wytrąca z równowagi.
Uwielbia za to sushi które mogłaby jeść codziennie. I frytki.

Skarży przez telefon (babci, dziadkowi czy tacie) że mama krzyczy bo pomazała pastą całą wannę, albo że Kubuś bije Filipka, albo że ja krzyczę na Filipa że nie odrobił lekcji.
Temat zawsze ma i powtarza go kilkanaście razy i nie chce oddać telefonu.

A i była z nami na Sylwestrze. ZACHWYCONA! Nie chciała wracać do domu, bo jeszcze muzyka grała. I krzyczała : WUJEK NIE RUSZAJ TO JEST FAJNE! Spała w dzień 2 godzinki a potem do 1ej w nocy nie było mocnych na nią.

OBY ZDROWO ROSŁA ta moja Piorunka!