wtorek, 30 sierpnia 2016

i już koniec wakacji

Sierpień nam przeleciał.
Najpierw było oczekiwanie bo termin na 4go... potem zaciskanie kciuków..
I tak to 16 sierpnia o 1:30 zostałam pierwszy raz ciocią :) :) :)
Mam maleńką siostrzenicę.
Przez pierwsze 10 dni o niczym innym nie myślałam. Opętała mnie ta mała istotka.
Wisiałam na telefonie i żebrałam o fotki Małej....
Nie wiem jak to zrobić ale chciałabym pojechać do Wrocławia... 

Jak już się otrząsnęłam pomyślałam że zaraz koniec wakacji a ja mam mega bałagan.

Pokój Martyny prawie ogarnięty. Szukam tylko półek, ewentualnie zastanawiam się nad powieszeniem skrzynek.
L siadł któregoś wieczora przed tv i rzekł, żebym COŚ pomyślała nad naszym pokojem.
Miałam zacząć a jesieni, ale akurat znalazła się chętna na nasze komody...  i od dwóch tygodni żyjemy na workach.
Stolarz najpierw rzucił mi tekst że 4 tyg czekania i się podłamałam, ale kiedy przyjechał na pomiar coś tam rzuciłam że go uwielbiam i czary mary- szafa będzie za kilka dni.

Martyśka od czwartku do przedszkola... coraz bardziej ma stresa.
A ja się zastanawiam czy Jakub się ogarnie sam ze szkołą. Nie zawsze będę mogła go zaprowadzić. Szkoła w przeciwną stronę niż przedszkole.. trzecia klasa, Komunia...
Dla Filipa też będzie ciężki rok, egzaminy i bierzmowanie...
L pracuje teraz w Tychach a w weekendy gania na grzyby...  ja zaczęłam robić na drutach... 
Czytam jakąś mega nudną książkę... i czekam aż będę mogła porządnie posprzątać...

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie

Mąż dostał przymusowy urlop z okazji ŚDM.
Od razu pomyślałam, że w końcu gdzieś pojedziemy... w inną stronę niż do teściowej :)
Wybraliśmy kierunek na południowy wschód - ROZTOCZE.
Nie było łatwo. Bo za późno zaczęłam dzwonić za noclegami.
Jak ślepej kurze ziarno trafił nam się domek- ktoś pilnie musiał wyjechać.
Nie mogliśmy tam trafić- Nawigacja wariowała, ale właściciele domku po nas wyjechali.

Och... Raj. Czysty, duży dom, trawa... niedaleko kąpielisko.
Ceny całkiem przystępne...
Może nawet za rok tam wrócimy.

Tobi był zachwycony podwórkiem, niuchał sobie krzaczki, grał w piłkę z dzieciakami...
A my rano po 6ej kawę w dłoń i na ławkę przed dom, a potem zwiedzanie i plaża. Nawet Tobiemu pozwalali ratownicy wejść na plażę... więc całkiem miło. Oczywiście zaopatrzona w woreczki, na smyczy i miał zakaz wchodzenia do wody :)
Niestety po 16 zaczynały się burze, po 19ej się kończyły, ale nam już się nie chciało nigdzie ruszać, grillowaliśmy, graliśmy w piłkę... lub próbowaliśmy złapać zasięg.
Zostalibyśmy dłużej ale Martyśka bała się burzy a chłopakom brakowało wieczorem internetu- niestety nasz mobilny nigdzie nie łapał sieci :(
Co było wkurzające bo myślałam, że wieczorem będę mogła sobie pozałatwiać kilka rzeczy...
Lasy cudowne... niestety jedzenie nas nie zachwyciło... może przez upał... ale spróbowaliśmy dziczyzny, tradycyjnych pierogów i pstrągów z pobliskiego łowiska.
Tobi nawet chciał kelnera zagryźć ;) Nagle taki odważny się zrobił.