wrrrr... mam dość tej starej rury
Na proste pytanie: GDZIE SĄ ZIEMNIAKI, nie potrafi mi odpowiedzieć, i trzeba przez pół godziny jej tłumaczyć że robię zupę i mi potrzeba 5 ziemniaków.
Ona odpowiada : no wim
'a ja: GDZIE? w piwnicy? trzeba do sklepu iść?
no wim
Ale nie ważne.
L jest brygadzistą. Nigdy nie bierze urlopu. No może jakiś 1 dzień od święta albo bo już kiedy po prostu wyjścia nie ma.
Obiecał 2 dni ... Taaa... mężowie moich koleżanek biorą po 2 tyg ciurkiem bo po to są urlopy, a mój łaskę robi że weźmie dwa dni.
Mieliśmy wszystko zaplanowane.
W czwartek Dziadka mieliśmy na Słowację do siostry zawieźć. Okazało się że teściowa też jedzie ( a myśleliśmy że zostanie z chłopakami w domu)
Do południa L woził jej dupę po fryzjerach, sklepach i wujkach, a po południu okazało się że siostra teścia złamała rękę i jej nie będzie bo ma być w szpitalu do wieczora...
No to mówimy, że pojedziemy następnego dnia, ale teściowa krzyczy, że NIE bo ona ma lekarza. Pojechaliśmy po południu do Energylandii... zła byłam bo planowałam jechać z rana, a późnym popołudniem wracając chciałam pozachwycać się okolicami Żywca, wpaść do Wadowic na kremówki... a tak to do domu prosto bo Martyna padła w aucie.
Następnego dnia teściowa pojechała do lekarza.
To L namówił mnie na wypad do Czorsztyna. Pojechał jeszcze do miasta piłę naprawić i mieliśmy jechać.
A ta wróciła od lekarza , przebrała się w kieckę i do L, że jadą bo się dziadek nie może doczekać.
Szlag mnie trafił. Musiałam zostać bo wszyscy byśmy się do auta nie zmieścili.
No i tak z 2 dni wolnego, L spędził z dziećmi i żoną pół dnia... A może i mniej bo przecież dla Martyny były inne atrakcje w Energylandii, dla Jakuba inne, a Filip wszystko ekstremalne zaliczał. Byliśmy niby razem a w całkiem innych częściach parku rozrywki.
No i pojechali sobie na Słowację we trójkę.
Wrócili po 19ej, ja akurat wychodziłam z dzieciakami na lody i plac zabaw, kiedy wróciłam teściowa zaproponowała mi kawę którą przywiozła, a jak odmówiłam bo było już po 20ej, to PO POLSKU I PEŁNYM ZDANIEM potrafiła powiedzieć : z takimi ludźmi co są wiecznie niezadowoleni to trudno żyć, ja proponuję kawę ... weszłam jej w słowo: A JA KAWY O 20ej NIE PIJAM!
I poszłam na górę.
Dobrze że mieszkamy pół Polski od siebie, coś czuję że za często się widujemy. Trzeba jakąś przerwę zastosować.
piątek, 31 lipca 2015
poniedziałek, 27 lipca 2015
poniedziałek, 20 lipca 2015
włosy
Włosy sypały mi się od maja, garściami, były wszędzie.
Nawet wiązanie nic nie dawało, ciągle czułam po rękach i po plecach jak spadają.
Rodzina też miała dosyć.
Niestety lekarz stwierdził że przy Hashimoto tak się dzieje.
Zaczęłam łykać w dużych dawkach cynk i biotynę, szampon Dermena dla osób "po chemii"...
niby trochę to pomogło bo po miesiącu wypadały jakby 25% mniej.
No ale stały się suche i miałam problemy z rozczesywaniem.
Dalej wypadają. Mam nadzieję, że czasu trzeba żebym ogarnęła temat.
Ale po 2 latach farbowania henną zdecydowałam się rozjaśnić trochę.
Niestety fryzjerka mogła mi zaproponować tylko pasemka bo bała się że wyjdę na zielono ;)
I tak rzeczywiście się stało - końcówki mam zielonkawe i niebieskawe :)
Nie podobają mi się te pasemka, ale muszę odczekać do końca sierpnia ze zmianami, bo mam watolinę zamiast włosów. Długość ciut większa niż do ramion.
Nawet wiązanie nic nie dawało, ciągle czułam po rękach i po plecach jak spadają.
Rodzina też miała dosyć.
Niestety lekarz stwierdził że przy Hashimoto tak się dzieje.
Zaczęłam łykać w dużych dawkach cynk i biotynę, szampon Dermena dla osób "po chemii"...
niby trochę to pomogło bo po miesiącu wypadały jakby 25% mniej.
No ale stały się suche i miałam problemy z rozczesywaniem.
Dalej wypadają. Mam nadzieję, że czasu trzeba żebym ogarnęła temat.
Ale po 2 latach farbowania henną zdecydowałam się rozjaśnić trochę.
Niestety fryzjerka mogła mi zaproponować tylko pasemka bo bała się że wyjdę na zielono ;)
I tak rzeczywiście się stało - końcówki mam zielonkawe i niebieskawe :)
Nie podobają mi się te pasemka, ale muszę odczekać do końca sierpnia ze zmianami, bo mam watolinę zamiast włosów. Długość ciut większa niż do ramion.
PRZED |
z pasemkami |
środa, 15 lipca 2015
takie pożegnanie
Wczoraj przyszła do mnie psiapsióła i wspominałyśmy czasy licealne, pierwsze piwo, pierwszy bar i pierwszy podryw ;) Całkiem inne czasy. Ja byłam całkiem inna.
A dziś dzwoni do mnie o 8.
Ja zaspana totalnie, przez myśl mi przebiegło że nie odbieram ;)
Mówi mi że M nieżyje.
Jaki M???. Co Ty gadasz...
Serio. Karolina! M nie żyje, jutro pogrzeb...
A to była taka piękna historia.
Poznaliśmy się w jakimś barze... z jego bratem i kumplem. Zmawialiśmy się na spacery, frytki, itp.
On jakoś nie szczególnie na mnie zwracał uwagę, ale się uparłam :)
Raz nawet pojechałam ponad 100 km na jego uczelnię a on właśnie wyjechał do domu. Stałam jak głupia pod akademikiem i czekałam , o 13 kończył zajęcia a ja tam stałam do 16, było zimno a ja głupia jak nie wiem co :) Nie przyznałam mu się oczywiście.
Jak się spotykaliśmy paczką patrzyłam mu w oczy i trzepałam rzęsami ;) Mówili na niego Maniek... ale dla mnie było to takie pospolite, zaczęłam mówić do niego Filip. Przeszło. Każdy wiedział o kogo chodzi. Śmiał się z tego... a ja mu mówiłam, że jak będę mieć syna to właśnie tak mu dam na imię.
Jak go zaprosiłam na studniówkę to wpadał do mnie w weekendy.
Nie miał za bardzo czasu bo się bronił, ostatnie egzaminy... ale widziałam, że się starał. Nic szczególnego, herbatkę wypił, pogadał. Pośmiał się z tego mojego trzepotania rzęsami ;)
Serce mi zadrżało jak wychowawczyni miała wątpliwości czy 6 lat starszy mężczyzna to dobre towarzystwo na studniówkę.
Studniówka. Piękna noc. Cudownie się bawiliśmy.
Miał trochę angielski humor, piegi, jak coś do mnie mówił- delikatnie głaskał moje ucho.
Rano jak mnie odprowadził do domu, nachylił się nade mną. Myślałam, że po tym pół roku trzepania rzęsami w końcu mnie pocałuje, a on spojrzał mi w oczy i powiedział, że kocha mnie jak siostrę, że uwielbia ze mną gadać się i śmiać, ale ciężko mu bo nic więcej z tego nie będzie...
Ale wtedy się wściekłam.
Na poprawinach studniówki oboje byliśmy jakoś daleko od siebie. On jakiś nerwowy a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, on bajerował moją koleżankę z klasy a ja wściekła poszłam na parkiet i tańczyłam z bratem koleżanki. Wziął mnie za rękę i wyprowadził z sali. Był wściekły. Pokłóciliśmy się o tą koleżankę i tego chłopaka.
I się skończyło.
Potem czerwieniałam z zazdrości jak spotykaliśmy się paczką a on przyprowadzał dziewczyny. Dużo starsze niż ja.
Biegał w maratonach, nie pił alkoholu, nie palił, taki pozytywny , sympatyczny gość.
A dziś dzwoni do mnie o 8.
Ja zaspana totalnie, przez myśl mi przebiegło że nie odbieram ;)
Mówi mi że M nieżyje.
Jaki M???. Co Ty gadasz...
Serio. Karolina! M nie żyje, jutro pogrzeb...
A to była taka piękna historia.
Poznaliśmy się w jakimś barze... z jego bratem i kumplem. Zmawialiśmy się na spacery, frytki, itp.
On jakoś nie szczególnie na mnie zwracał uwagę, ale się uparłam :)
Raz nawet pojechałam ponad 100 km na jego uczelnię a on właśnie wyjechał do domu. Stałam jak głupia pod akademikiem i czekałam , o 13 kończył zajęcia a ja tam stałam do 16, było zimno a ja głupia jak nie wiem co :) Nie przyznałam mu się oczywiście.
Jak się spotykaliśmy paczką patrzyłam mu w oczy i trzepałam rzęsami ;) Mówili na niego Maniek... ale dla mnie było to takie pospolite, zaczęłam mówić do niego Filip. Przeszło. Każdy wiedział o kogo chodzi. Śmiał się z tego... a ja mu mówiłam, że jak będę mieć syna to właśnie tak mu dam na imię.
Jak go zaprosiłam na studniówkę to wpadał do mnie w weekendy.
Nie miał za bardzo czasu bo się bronił, ostatnie egzaminy... ale widziałam, że się starał. Nic szczególnego, herbatkę wypił, pogadał. Pośmiał się z tego mojego trzepotania rzęsami ;)
Serce mi zadrżało jak wychowawczyni miała wątpliwości czy 6 lat starszy mężczyzna to dobre towarzystwo na studniówkę.
Studniówka. Piękna noc. Cudownie się bawiliśmy.
Miał trochę angielski humor, piegi, jak coś do mnie mówił- delikatnie głaskał moje ucho.
Rano jak mnie odprowadził do domu, nachylił się nade mną. Myślałam, że po tym pół roku trzepania rzęsami w końcu mnie pocałuje, a on spojrzał mi w oczy i powiedział, że kocha mnie jak siostrę, że uwielbia ze mną gadać się i śmiać, ale ciężko mu bo nic więcej z tego nie będzie...
Ale wtedy się wściekłam.
Na poprawinach studniówki oboje byliśmy jakoś daleko od siebie. On jakiś nerwowy a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, on bajerował moją koleżankę z klasy a ja wściekła poszłam na parkiet i tańczyłam z bratem koleżanki. Wziął mnie za rękę i wyprowadził z sali. Był wściekły. Pokłóciliśmy się o tą koleżankę i tego chłopaka.
I się skończyło.
Potem czerwieniałam z zazdrości jak spotykaliśmy się paczką a on przyprowadzał dziewczyny. Dużo starsze niż ja.
Biegał w maratonach, nie pił alkoholu, nie palił, taki pozytywny , sympatyczny gość.
Mam nadzieję że jego żona i dzieci jakoś poukładają sobie życie bez niego.
piątek, 10 lipca 2015
czwartek, 2 lipca 2015
imieniny pełne strat
L w weekend "zaszalał" ;)
Nie mogę na niego narzekać, to wyjątkowa sytuacja.
Wypił z ojcem na imieninach.
Nie dużo.
Jak zaczął gadać od rzeczy zgarnęłam go do domu.
Niechcący zwalił mi laptop z komody. I zapierał się że to nie on ;) a w pokoju był sam.
Na początku łudziłam się że to tylko matryca, ale okazało się że rozwalony totalnie.
Ale wg niego to NIC. Internet to gó.no.
No to zabrałam mu telefon i dałam starą cegłę bo po co mu internet.
W odwecie połamał kartę którą mu doładowałam 2 dni wcześniej.
Następnego dnia do niego dotarło, że wszystkie kontakty szlag trafił i że nie możemy robić przelewów ( a jeden pilny wisi nad nami).
I to moja wina bo mi odwaliło że mu telefon zabrałam.
W niedzielę zdobył się żeby mnie przeprosić, ale chyba tylko dlatego że upiekłam kruche babeczki z kremem i owocami, a wiedział że wydrapię mu oczy jak dotknie.
Pojechał do pracy. Nie mamy kontaktu. Mogłam mu dać kartę Jakuba , albo kupić starter w sklepie obok, ale sam mógł pomyśleć..
Teraz to się nawet z tego śmieję, że tak narozrabiał.
Jednak szkoda mi zdjęć ... zapisanych zakładek, filmików z kamery jak Jakub miał może 3 latka...
Nie mogę na niego narzekać, to wyjątkowa sytuacja.
Wypił z ojcem na imieninach.
Nie dużo.
Jak zaczął gadać od rzeczy zgarnęłam go do domu.
Niechcący zwalił mi laptop z komody. I zapierał się że to nie on ;) a w pokoju był sam.
Na początku łudziłam się że to tylko matryca, ale okazało się że rozwalony totalnie.
Ale wg niego to NIC. Internet to gó.no.
No to zabrałam mu telefon i dałam starą cegłę bo po co mu internet.
W odwecie połamał kartę którą mu doładowałam 2 dni wcześniej.
Następnego dnia do niego dotarło, że wszystkie kontakty szlag trafił i że nie możemy robić przelewów ( a jeden pilny wisi nad nami).
I to moja wina bo mi odwaliło że mu telefon zabrałam.
W niedzielę zdobył się żeby mnie przeprosić, ale chyba tylko dlatego że upiekłam kruche babeczki z kremem i owocami, a wiedział że wydrapię mu oczy jak dotknie.
Pojechał do pracy. Nie mamy kontaktu. Mogłam mu dać kartę Jakuba , albo kupić starter w sklepie obok, ale sam mógł pomyśleć..
Teraz to się nawet z tego śmieję, że tak narozrabiał.
Jednak szkoda mi zdjęć ... zapisanych zakładek, filmików z kamery jak Jakub miał może 3 latka...
Subskrybuj:
Posty (Atom)