piątek, 31 lipca 2015

tfu

wrrrr... mam dość tej starej rury

Na proste pytanie: GDZIE SĄ ZIEMNIAKI, nie potrafi mi odpowiedzieć, i trzeba przez pół godziny jej tłumaczyć że robię zupę i mi potrzeba 5 ziemniaków.
Ona odpowiada : no wim
'a ja: GDZIE? w piwnicy? trzeba do sklepu iść?
no wim

Ale nie ważne.

L jest brygadzistą. Nigdy nie bierze urlopu. No może jakiś 1 dzień od święta albo bo już kiedy po prostu wyjścia nie ma.
Obiecał 2 dni ... Taaa... mężowie moich koleżanek biorą po 2 tyg ciurkiem bo po to są urlopy, a mój łaskę robi że weźmie dwa dni.
Mieliśmy wszystko zaplanowane.
W czwartek Dziadka mieliśmy na Słowację do siostry zawieźć. Okazało się że teściowa też jedzie ( a myśleliśmy że zostanie z chłopakami w domu)
Do południa L woził jej dupę po fryzjerach, sklepach i wujkach, a  po południu okazało się że siostra teścia złamała rękę i jej nie będzie bo ma być w szpitalu do wieczora...
No to mówimy, że pojedziemy następnego dnia, ale teściowa krzyczy, że NIE bo ona ma lekarza. Pojechaliśmy po południu do Energylandii... zła byłam bo planowałam jechać z rana, a późnym popołudniem wracając chciałam pozachwycać się okolicami Żywca, wpaść do Wadowic na kremówki... a tak to do domu prosto bo Martyna padła w aucie.
Następnego dnia teściowa pojechała do lekarza.
To L namówił mnie na wypad do Czorsztyna. Pojechał jeszcze do miasta piłę naprawić i mieliśmy jechać.
A ta wróciła od lekarza , przebrała się w kieckę i do L, że jadą bo się dziadek nie może doczekać.

Szlag mnie trafił. Musiałam zostać bo wszyscy byśmy się do auta nie zmieścili.
No i tak z 2 dni wolnego, L spędził z dziećmi i żoną pół dnia... A może i mniej bo przecież dla Martyny były inne atrakcje w Energylandii, dla Jakuba inne, a Filip wszystko ekstremalne zaliczał. Byliśmy niby razem a w całkiem innych częściach parku rozrywki.

No i pojechali sobie na Słowację we trójkę.
Wrócili po 19ej, ja akurat wychodziłam z dzieciakami na lody i plac zabaw, kiedy wróciłam teściowa zaproponowała mi kawę którą przywiozła, a jak odmówiłam bo było już po 20ej, to PO POLSKU I PEŁNYM ZDANIEM potrafiła powiedzieć : z takimi ludźmi co są wiecznie niezadowoleni to trudno żyć, ja proponuję kawę ... weszłam jej w słowo: A JA KAWY O 20ej NIE PIJAM!
I poszłam na górę.
Dobrze że mieszkamy pół Polski od siebie, coś czuję że za często się widujemy. Trzeba jakąś przerwę zastosować.







poniedziałek, 27 lipca 2015

szybka akcja

Spakowaliśmy się i jesteśmy w górach :)
Sukces, zapomniałam tylko suchego szamponu Batiste :)




poniedziałek, 20 lipca 2015

włosy

Włosy sypały mi się od maja, garściami, były wszędzie.
Nawet wiązanie nic nie dawało, ciągle czułam po rękach i po plecach jak spadają.
Rodzina też miała dosyć.

Niestety lekarz stwierdził że przy Hashimoto tak się dzieje.
Zaczęłam łykać w dużych dawkach cynk i biotynę, szampon Dermena dla osób "po chemii"...
niby trochę to pomogło bo po miesiącu wypadały jakby 25% mniej.
No ale stały się suche i miałam problemy z rozczesywaniem.
Dalej wypadają. Mam nadzieję, że czasu trzeba żebym ogarnęła temat.
Ale po 2 latach farbowania henną zdecydowałam się rozjaśnić trochę.
Niestety fryzjerka mogła mi zaproponować tylko pasemka bo bała się że wyjdę na zielono ;)
I tak rzeczywiście się stało - końcówki mam zielonkawe i niebieskawe :)
Nie podobają mi się te pasemka, ale muszę odczekać do końca sierpnia ze zmianami, bo mam watolinę zamiast włosów. Długość ciut większa niż do ramion.
PRZED

z pasemkami






środa, 15 lipca 2015

takie pożegnanie

Wczoraj przyszła do mnie psiapsióła i wspominałyśmy czasy licealne, pierwsze piwo, pierwszy bar i pierwszy podryw ;) Całkiem inne czasy. Ja byłam całkiem inna.

A dziś dzwoni do mnie o 8.
Ja zaspana totalnie, przez myśl mi przebiegło że nie odbieram ;)
Mówi mi że M nieżyje.
Jaki M???. Co Ty gadasz...
Serio. Karolina! M nie żyje, jutro pogrzeb...

A to była taka piękna historia.
Poznaliśmy się w jakimś barze... z jego bratem i kumplem. Zmawialiśmy się na spacery, frytki, itp.
On jakoś nie szczególnie na mnie zwracał uwagę, ale się uparłam :)
Raz nawet pojechałam ponad 100 km na jego uczelnię a on właśnie wyjechał do domu. Stałam jak głupia pod akademikiem i czekałam , o 13 kończył zajęcia a ja tam stałam do 16, było zimno a ja głupia jak nie wiem co :) Nie przyznałam mu się oczywiście.
Jak się spotykaliśmy paczką patrzyłam mu w oczy i trzepałam rzęsami ;) Mówili na niego Maniek... ale dla mnie było to takie pospolite, zaczęłam mówić do niego Filip. Przeszło. Każdy wiedział o kogo chodzi. Śmiał się z tego... a ja mu mówiłam, że jak będę mieć syna to właśnie tak mu dam na imię. 
Jak go zaprosiłam na studniówkę to wpadał do mnie w weekendy.
Nie miał za bardzo czasu bo się bronił, ostatnie egzaminy... ale widziałam, że się starał. Nic szczególnego, herbatkę wypił, pogadał. Pośmiał się z tego mojego trzepotania rzęsami ;)

Serce mi zadrżało jak wychowawczyni miała wątpliwości czy 6 lat starszy mężczyzna to dobre towarzystwo na studniówkę.
Studniówka. Piękna noc. Cudownie się bawiliśmy.
Miał trochę angielski humor, piegi, jak coś do mnie mówił- delikatnie głaskał moje ucho.
Rano jak mnie odprowadził do domu, nachylił się  nade mną. Myślałam, że po tym pół roku trzepania rzęsami w końcu mnie pocałuje, a on spojrzał mi w oczy i powiedział, że kocha mnie jak siostrę, że uwielbia ze mną gadać się i śmiać, ale ciężko mu bo nic więcej z tego nie będzie...
Ale wtedy się wściekłam.

Na poprawinach studniówki oboje byliśmy jakoś daleko od siebie. On jakiś nerwowy a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, on bajerował moją koleżankę z klasy a ja wściekła poszłam na parkiet i tańczyłam z bratem koleżanki. Wziął mnie za rękę i wyprowadził z sali. Był wściekły. Pokłóciliśmy się o tą koleżankę i tego chłopaka.
I się skończyło.
Potem czerwieniałam z zazdrości jak spotykaliśmy się paczką a on przyprowadzał dziewczyny. Dużo starsze niż ja.

Biegał w maratonach, nie pił alkoholu, nie palił, taki pozytywny , sympatyczny gość.


Mam nadzieję że jego żona i dzieci jakoś poukładają sobie życie bez niego.  


piątek, 10 lipca 2015

czwartek, 2 lipca 2015

imieniny pełne strat

L w weekend "zaszalał" ;)
Nie mogę na niego narzekać, to wyjątkowa sytuacja.
Wypił z ojcem na imieninach.
Nie dużo.
Jak zaczął gadać od rzeczy zgarnęłam go do domu.
Niechcący zwalił mi laptop z komody. I zapierał się że to nie on ;)  a w pokoju był sam.
Na początku łudziłam się że to tylko matryca, ale okazało się że rozwalony totalnie.
Ale wg niego to NIC. Internet to gó.no.
No to zabrałam mu telefon i dałam starą cegłę bo po co mu internet.
W odwecie połamał kartę którą mu doładowałam 2 dni wcześniej.
Następnego dnia do niego dotarło, że wszystkie kontakty szlag trafił i że nie możemy robić przelewów ( a jeden pilny wisi nad nami).
I to moja wina bo mi odwaliło że mu telefon zabrałam.

W niedzielę zdobył się żeby mnie przeprosić, ale chyba tylko dlatego że upiekłam kruche babeczki z kremem i owocami, a wiedział że wydrapię mu oczy jak dotknie.
Pojechał do pracy. Nie mamy kontaktu. Mogłam mu dać kartę Jakuba , albo kupić starter w sklepie obok, ale sam mógł pomyśleć..


Teraz to się nawet z tego śmieję, że tak narozrabiał.
Jednak szkoda mi zdjęć ... zapisanych zakładek, filmików z kamery jak Jakub miał może 3 latka...