czwartek, 25 sierpnia 2011

byliśmy w górach :)



Byliśmy trochę w górach. Miło wspominam ten wyjazd... bo jakoś się wszystko ładnie pokleiło, odwiedziłam kogo miałam odwiedzić, wyleżałam się z Marti na soczystej trawie, byłam aż 3 razy w Nowym Targu i pożarłam ogromną ilość lodów u Żarneckich :) Jedynie trochę mi żal że do Zakopanego nie pojechaliśmy, ale rekordowa ilość ceprów nas odstraszyła.



W tym roku w końcu też pojechaliśmy do Rabkolandu a w Chabówce zwiedziliśmy skansen kolejnictwa :) idealny do sesji zdjęciowych w stylu retro ... aż mi się zamarzyło tam zdjęcie w sukni ślubnej... pięknie po prostu.


czwartek, 11 sierpnia 2011

coś stuka




Chyba w końcu Małej wyjdzie ząb. Czekamy i czekamy ale w końcu słychać jakieś stukotanie pod łyżeczką.

środa, 10 sierpnia 2011

rocznica

Wczoraj nie padało... a dziś czarne chmury i chyba chłodno... trudno mi nawet wystawić nos na balkon....
Dziś mamy rocznicę ślubu. Koń by się uśmiał jakbym napisała którą ;) Tak czy siak małżonek pamiętał, o szóstej rano obudził mnie sms od niego... no jak romantycznie ;) pewnie chciał być pierwszy a że mu trochę nie wyszło...
No ale postęp mamy bo o poprzedniej rocznicy przypomnieliśmy sobie we wrześniu :)

Jakiś czas myślałam, że moglibyśmy te rocznice jakoś świętować, no milo by było...kolezanki dostaja od mezow kwiaty, a jak mnie pytaly co ja dostalam to bylam bardzo zdziwiona ;) Myślałam nad prezentem... podpytywałam... ale nawigacji nie chce, tamtego nie potrzebuje, jakiś zapach ostatnio mu kupiłam... więc... kupiłam sobie sexi bieliznę... :]

niedziela, 7 sierpnia 2011

śliwki :)



Niedziela ósma rano a ja mam placek ze śliwkami w piekarniku, mąż jak przyjdzie z grzybów będzie na pewno miło zaskoczony, bo wczoraj nie mogłam się zwlec z łóżka i warczałam jak ktoś się do mnie zbliżał ;)
Miałam takiego lenia, że nawet nie miałam zamiaru zbliżać się do piekarnika i po ciasto do kawy poszłam do cukierni...


I o to grzybki... teraz muszę się męczyć z ich suszeniem ;)





piątek, 5 sierpnia 2011

W końcu trochę słońca i ciepełka... Spacerujemy, włóczymy się, szkoda że koło 19ej komary dają tak popalić, że biegiem wracamy do domu...
I w końcu weekend, zrobię wieczorem zapiekanki na bagietce i może klapnę troszkę na balkonie z kieliszkiem wina. Coś w tym roku mało przesiaduję na balkonie... Wracając skądś tam patrzę w nasze okna i jestem pełna podziwu, że balkon w kwiatach prezentuje się na prawdę imponująco... a w tym roku ciągłe deszcze, zimne noce- nie sprzyjają roślinkom...