wtorek, 25 marca 2014

ssanie oleju kokosowego start

Martyna mi się rozchorowała ... eh... przerąbane bo ona jest ANTYlekowa.
Płacze bo nosek zatkany, teraz trochę się rozruszała i bawi się z dzieciakami w chowanego, ale podejrzewam że nocka będzie trudna.
No nic to... walczę żeby obyło się bez antybiotyków.
Ale jestem przerażona i tyle.
Bezradna....

Filip ma za tydzień sprawdzian szóstoklasisty.
Wiadomo. Stres...
Chciałabym żeby poszło mu jak najlepiej.

a my od wczoraj z Filipem ssiemy olej kokosowy:)
To taka metoda oczyszczania, ciekawe ile wytrwamy

środa, 19 marca 2014

kiermasz rękodzieła

W naszej mieścinie ogłoszono pierwszy kiermasz rękodzieła.
Zastanawiałam się nad zgłoszeniem... Cykałam się strasznie, mąż namawiał. Mama namawiała...
A ja jakoś tak nie bardzo. W końcu to jak publiczne wystąpienie ;) haha
Cykor jestem i tyle.
Tak się zastanawiałam , że wszystkie czapeczki mi się wyprzedały i nie mam z czym iść na ten kiermasz. :) :)
ale za rok... kto wie ;) Może zabłysnę swoimi robótkami w lokalnej społeczności ;) :)

wtorek, 18 marca 2014

:)

Wątpiłam w to, ale moje dzieciaki w końcu wybierają surowe owoce....
Wcześniej jedli tylko gdy obrałam i wmusiłam. No może truskawki były wyjątkiem...

Teraz jak wracam do domu i widzę Jakuba z gruszką, Filipa z jabłkiem to aż mi lżej... mam nadzieję, że kiedyś zjedzą choćby tartą marchewkę do obiadu.... Bo jedzą kiszone ogórki, konserwowe, paprykę konserwową, ale tak na surowo to prawie nic :(


A ja tak obtarłam nogi starymi ulubionymi butami, że oprócz obtarć mam odciski podeszłe krwią.
Buty już na śmietniku.... a ja je tak kochałam :( ;) buuuu

poniedziałek, 10 marca 2014

pasta z czerwonej soczewicy

Trudno mi żyć bez chleba... ale podobnież się da. Więc szukam czegoś co mnie porwie, zachwyci i da chwilkę zapomnienia.

Jutro stawiam na buraki- genialnie oczyszczają organizm i podobnież wraz z jabłkiem działają antydepresyjnie. Ugotuję dwie sztuki, a potem zetrę na tarce. Jednego zjem z kaszą gryczaną na obiad. Kaszę poleję odrobiną oleju rzepakowego, dam dużo natki pietruszki, drobno posiekaną czerwoną cebulę (działa pobudzająco na układ odpornościowy i ma lekkie działanie antybiotykowe) i przyprawię na lekko pikantnie. nie mam papryki, ale idealnie pasuje do takiej sałatki z kaszy gryczanej.
Drugiego buraka zjem ze startym jabłkiem i łyżeczką pestek z dyni- takie śniadanie :)

Do tego kupiłam dziś w Stokrotce 1,5 kg śledzi w promocji po ok 10 zł :) Więc śledzika nie będę też sobie żałować. 

W piątek robiłam świetną pastę. Idealnie pasuje DO CHLEBA, ale ja ją jadłam normalnie łyżeczką zagryzając tartą marchewką lub posiekaną kapustą pekińską z cytryną .

1 szklankę czerwonej soczewicy ugotowanej z 2 szklankami wody ( na bardzo miękko) miksuję z dwiema ugotowanymi marchewkami i z 1 cebulką zeszkloną na patelni z odrobiną tłuszczu.
Przyprawiam solą morską, startym czosnkiem, pieprzem kolorowym i jak ktoś ma to można dodać czarnuszkę ( ma działanie oczyszczające wątrobę i przeciwdziała zapaleniu trzustki).
Wygląda to jak pasztet i mój mąż zażyczył sobie słoiczek do pracy :)

Co najbardziej zadziwiające nie czuję się głodna na tych moich wydziwianiach.
Tylko za tym chlebem tak tęsknię, i za pizzą... i za kluchami w pomidorówce i za ciastem drożdżowym... a już całkiem nie wyobrażam sobie kalafiora i brukselki bez polania bułeczką tartą podsmażoną na maśle... 

krok do tyłu

Cały weekend zaprzepaszczony :( No niestety.
Miałam dziwne zachciewajki- np na nóżki w galarecie których nienawidzę. Akurat mama zrobiła dla L. Do nóżek musiał być chleb.
Chciałam się też zrobić przyjemność Filipowi i narobiłam pierogów z mięsem i kaszą jaglaną.
Wyszły tak dobre, że nie mogłam się oprzeć!
Wieczorem poszłam z Filipem "potruchtać" i wróciliśmy do domu z mrożoną pizzą i butelką czerwonego wina ;)

A w niedzielę spakowaliśmy piłkę i grilla. Niestety tak długo szukaliśmy miejsca na piknik, że zgłodniałam jak wilk i rzuciłam się na padlinę niestety. Kiszonej kapuchy zapomniałam dla siebie spakować, jedynie mogłam rzucić na ruszt 4 pieczareczki które były przepyzne!
Kolejnym moim grzechem było, że strasznie mało piłam.

Surowizny ledwo co.

Jedynym plusem było dużo ruchu.

I co najśmieszniejsze mąż ukradł mi dresy i z nich wyjść nie chce. Stwierdził, że za duże sobie kupiłam i te jego będą.

Niestety mój organizm nie wie o co chodzi i już skutkowało to brzuchem jak w szóstym miesiącu ciąży i opuchniętą twarzą.
Niestety tak reaguję na połączeniu glutenu z padliną.



Dziś stawiam na nawodnienie, acai, i dużo zielonego. Trzymajcie za mnie kciuki :)

link

Znalazłam notkę gdzie wszystko jest napisane przejrzyście i trza co rano sobie to do łba wbijać.

cytrynowy gaj

kasza jaglana

Na śniadanie gotuję pół szklanki kaszy jaglanej w 1 szklance wody, delikatnie osolonej solą morską. Jak mi się skończy morska- mam zamiar kupić sól himalajską różową.

Wysypuję kaszę do miseczki, ścieram na tarce na grubych oczkach 1 duże jabłko lub dwa mniejsze, kilka śliwek suszonych posiekanych drobno. Mieszam i jem.
Ewentualnie jak nie zapomnę to posypuję łyżeczką mielonych pestek z dyni :)

Dla człowieka wszystkożernego na początku takie jedzenie jest bez smaku, ale w miarę oczyszczania organizmu smakuje coraz lepiej. A sama śliwka wydaje się być za słodka.

Ważne też jest suplementowanie chlorellą, spiruliną, w okresie do kwietnia witaminą D i cały rok omega3.


poniedziałek, 3 marca 2014

weekend bez mięsa a niedziela bez glutenu :)

Oj ciężko zmienić swoje nawyki żywieniowe, bardzo ciężko.
Ale nie poddaję się...
Warzywka i surowizna rządzą. Czasem się podłamię i zeżrę coś BE , ale wybaczam sobie to :)
W ten weekend mąż zaczął mnie wspierać- tzn nie kazał mi jeść mięsa . YUPI :)
Zabrał mnie na targ i kupiliśmy kilka siat warzyw i owoców.
Zrobił mi nawet sok z marchwi i jabłka.
I umył tą dziadowską sokowirówkę.

Obiecał mnie wspierać( ale jak wyląduję w szpitalu to ostatni raz... ) bo ...cycki mi urosły a tyłek schudł.
Ale w zasadzie ja w ogóle nie myślę o odchudzaniu, ja po prostu chcę lepiej funkcjonować.
Nie chcę mieć wiecznie przewlekłego zapalenia zatok, non stop zapalenia gardła, do mojego kochanego Hashimoto, guzków i zrostów na płucach dołączyły też problemy ze skórą.
Diagnozowane jako uczulenie, może łuszczyca, a raczej nie, a może to łupież, a może atopowe zapalenie skóry? Przepisywane specyfiki w ogóle nie działają.

Do tego moje skłonności do zmęczenia. Ziemista skóra jakbym była nie dożywiona.

Doszło do tego, że moja 60 matka i 83 letnia babcia muszą mi pomagać.
I się wkurzyłam. Wściekłam wręcz.
Bo do jakiej nędzy tak ma być? Czy ja już do końca życia mam być taką ofiarą???

A co mi szkodzi spróbować. I zaczęłam szukać...

Bo odstawieniu kostki rosołowej, przypraw typu kucharek i tym podobnych umilaczy w kuchni po tygodniu czułam się już lepiej.
Bo odstawieniu mięsa- rano nie wstaję zmęczona.

Po woli zaczynam odkwaszać swój organizm.

I próbuję polubić kaszę jaglaną. Bo z gryczaną jestem już za pan brat ;)

Dziś utarłam jedno jabłko, wymieszałam z łyżeczką cynamonu, kilkoma śliwkami suszonymi i około pół szklanki ugotowanej kaszy jaglanej.
Pychota!

Trochę to wszystko dłużej trwa niż posmarowanie chleba masłem i wrzuceniem plastra wędliny, no ale warto :)