Miałam dziwne zachciewajki- np na nóżki w galarecie których nienawidzę. Akurat mama zrobiła dla L. Do nóżek musiał być chleb.
Chciałam się też zrobić przyjemność Filipowi i narobiłam pierogów z mięsem i kaszą jaglaną.
Wyszły tak dobre, że nie mogłam się oprzeć!
Wieczorem poszłam z Filipem "potruchtać" i wróciliśmy do domu z mrożoną pizzą i butelką czerwonego wina ;)
A w niedzielę spakowaliśmy piłkę i grilla. Niestety tak długo szukaliśmy miejsca na piknik, że zgłodniałam jak wilk i rzuciłam się na padlinę niestety. Kiszonej kapuchy zapomniałam dla siebie spakować, jedynie mogłam rzucić na ruszt 4 pieczareczki które były przepyzne!
Kolejnym moim grzechem było, że strasznie mało piłam.
Surowizny ledwo co.
Jedynym plusem było dużo ruchu.
I co najśmieszniejsze mąż ukradł mi dresy i z nich wyjść nie chce. Stwierdził, że za duże sobie kupiłam i te jego będą.
Niestety mój organizm nie wie o co chodzi i już skutkowało to brzuchem jak w szóstym miesiącu ciąży i opuchniętą twarzą.
Niestety tak reaguję na połączeniu glutenu z padliną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz