piątek, 22 czerwca 2012

a za tydzień koniec roku szkolnego jupi

Wczoraj 30 stopni w cieniu i wielka migrena... dopiero o 20 wybrałam się z Martysią po zakupy... i tak było gorąco jak wracałyśmy :(
Dopiero dziś da się żyć!.
Z rana byliśmy na spacerku, wzięłam maluchy na plac zabaw pod szkołą... no i akurat była przerwa. Filip wybiegł i niby z pretensjami do mnie udeżył- no bo co my tu robimy ;) Ale widziałam że mu się gęba cieszy. Oczywiście pochwalił się wszystkim siostrą, a Jakuba przedstawił, że od września będzie też chodził do tej budy ;)
Martyśka padła a ja gotuję ryż na sushi.
Dziś mam jakis spadek energii- chyba wczorajszy dzień mnie tak wykończył.

czwartek, 14 czerwca 2012

katar

Byliśmy w weekend u mojej kuzynki... Chłopaki się wyskakali na trampolinie, a ja wypiłam na luzie 2 piwka- boszzzzz jak fajnie z jakąś babą pogadać o problemach i napić się dobrego piwka :) :) Mąż działał jako opiekunka do Martynki ;) I nawet 1 mecz sobie odpuścił dla mojego spokoju :)
No ale Jakub się tak wyskakał że od niedzieli wieczora zaczął smarkać... Od razu syrop przeciwwirusowy, krople, witamina C...
Jedyne co mi przez głowę przeszło, żeby Martyna nie złapała...
No ale oni oczywiście muszą z jednego kubka pić, wymieniają się lizakiem itp...
Mała we wtorek katar... K..wa!
Tydzień temu dwa antybiotyki skończyła!
No to daję jej ten sam syrop co Jakubowi.
A dziś gile żółto zielone... N I E D O B R Z E!
Jak pójdę do lekarki no to co ona mi poradzi jak syropki na moją damę nie działają... nawet niektóre antybiotyki nie działają :(....
Więc chyba póki nie dostanie jakiejś wysokiej gorączki, kaszlu to wprowadzę antybiotykową maść do noska i ciepłe skarpety na nogi i będziemy czekać... W weekend ma się ocieplić, gardło ma na razie czyste więc do cholerci może odpuszczą te gile :(

A tu pierwszy raz odważyłam się iść z nią na dłuższy spacer bez wózka. Weszłyśmy do lasu i pozwoliłam jej iść bez ręki. Niestety powrót nie był łatwy. Jak ją chciałam wziąść za rękę przechodząc przez ulicę to się kładła na asfalcie :)

środa, 6 czerwca 2012

ponarzekam trochę ;)

To były ciężkie 2 tygodnie. Martyna po prostu mnie fizycznie i psychicznie wykończyła ;) Zapalenie gardła plus idące 4-ki plus ciężki charakterek. Ałć. Wybuchowa mieszanka.
Teraz zaczyna cokolwiek jeść więc humor ma troszkę lepszy, ale to psuj niemiłosierny. Ciągle coś psoci.
W ostatnią niedzielę zauważyła w domu moich rodziców że dosięga klamki do drzwi, oczywiście drzwi otworzyła i dawaj uciekać prosto na schody... oczywiście po powrocie do domu obadała nasze drzwi, na szczęście klamka jest wyżej ;) ale z przyzwyczajenia zamykam drzwi na dolny zamek- kombinowała i się nauczyła go otwierać, nieraz jak dobrze pokombinuje to drzwi odskakują. Muszę teraz zamykać drzwi na 7 spustów ;)
A tak ogólnie to wszędzie rozwala ubrania, lalki, misie, a jak posprzątam to jest wielka rozpacz... Muszę ją ciągle do czegoś angażować, bo jak na moment ją zostawię to mam pozrywane zasłonki, wylane mleko kota, rozsypaną mąkę, czy cały papier toaletowy w wannie(a to tylko moment jak Jakub nie zamknie drzwi w łazience). Dziewczyna ma pomysły ;) Dzisiaj na przykład myłam naczynia a ona wzięła truskawkę i wymazała mi kuchenkę :) Siedziała przy mnie z misiem i się nie spodziewałam, że coś kombinuje :)
Ja tego po woli nie ogarniam a co najgorsze nie wiem co mam zrobić, żeby to dziewczę jakoś utemperować. Już kilka osób mi powiedziało : lej w dupę,... ale dla mnie to za drastyczne.
Tak czy siak jestem jak bomba zegarowa. Mówili mi że dziewczynki są gorsze w wychowaniu niż chłopcy ale nie wierzyłam :(
Chłopaki też za grzeczni nie są. Wczoraj dali tak czadu, że wyłączyłam prąd- dałam im kredki, kartki ... no i po godzinie zaczęli normalnie się zachowywać, śmiać, rysować.... a tak to bitwa za bitwą.
Jutro bym sobie odpoczęłam, ale rano będzie trzeba śniadanie zrobić, a potem naszykować calą piątkę do Kościoła i na procesję...  jak wrócimy to będę musiała obiad zrobić, potem pozmywać i tak w kółko Macieju ;) Same wiecie....