środa, 27 marca 2013

galimatias

Od rana wszystko się sypie... dostałam wezwanie do skarbowego bo koleżanka która mnie rozliczała wpisała mi tylko nazwisko mojego męża, a ja ze względu na Filipa mam przecież dwa.
Taaaa... ciągle mam z tego powodu problemy bo kreseczka bez kreseczki... bo tego "niechcianego" staram się w codziennym życiu nie używać...

Przysłali mi tą pralkę, ale okazało się że to opcja bez WNOSZENIA DO DOMU....  Nie spodziewałam się bo przecież niedawno kuchenkę kupowałam i bez problemu wnieśli do domu...  ale rzeczywiście- dopiero jak uważnie przeczytałam drobnym druczkiem to się okazało że kurier nie wnosi rzeczy cięższych niż 30 kg... Ileż nerwów- bo tu trzeba prać a tu nie ma komu wnieść.
Kurierowi chciałam dopłacić ale nie chciał i koniec... potem jeszcze dwa razy dzwonił i wchodził w gadkę jak to sklepy internetowe oszukują...

Dopiero moja koleżanka mnie wspomogła, powiedziała, że mogą ją na swoim magazynie w pracy przechować, a kilka minut temu zadzwoniła, że być może kogoś załatwi kto mi tę pralkę przywiezie i WNIESIE.
Ogromny dług wdzięczności będę wobec niej mieć.
Aż ciepło się mi na duszy zrobiło, że są jeszcze ludzie którzy pomogą.
Tak po prostu.

A dziś jeszcze dostałam zdjęcie dziewczynek w moich czapkach z podziękowaniem... też się nieźle wzruszyłam, że komuś się podoba moja praca i ktoś docenia te moje dłubanie.... 

Chyba pójdziemy z Martysią na spacer... tylko na krótki bo strasznie wieje.


poniedziałek, 25 marca 2013

wrrrrrrr....

W sobotę mieliśmy gości... Piski dzieci, faceci o pracy , my o ciuchach... a tu dzwonią ludzie o pralkę.
Przyjechali zobaczyć no i zabrali... Tu mamy gości a tu trzeba prezentować pralkę, nastawić próbne pranie... potem poczekać aż odwiruje... Współczuję- takiego olbrzyma z 3 piętra znosić.
Martysia co wejdzie do łazienki- to rozkłada ręce i mówi - Pam zabrał. Nie ma.

No nie ma.

Pojechaliśmy z mężem wybrać pralkę i po prostu masakra.
Jego mama kupiła za 700 z groszem- przybajerowaną , firmową i on też ZA TYLE CHCE KUPIĆ.
Po pierwsze w górach to wszystko tańsze... Po drugie może w jakiejś promocji kupiła... nie wnikam.
Ja w ciągu tygodnia muszę mieć pralkę. Nie będę czekać aż się przydarzy super promocja.
Mam na nią kasę. Mam trójkę dzieci do oprania.

Ale ile się nasłuchałam... że pralka to ma prać, nad lodówką to trzeba by było się bardziej zastanawiać bo ją widać w kuchni. Bo ważniejsze jest chłodzenie od prania... i inne argumenty od czapy...
Nawet nie wiecie jak jestem na niego wściekła.
Podobała mi się taka praleczka wąziutka z bębnem tak fajnie podniesionym do góry, fajnie podświetlona, te funkcje które chce... i kosztowała niewiele ponad tysiaka...
Ale ten swoje że ta za 800 zł model na 2009 rok jest taka śliczna i taka extra...

Mój mąż się nie nadaje na zakupy... Tak mnie wkurzył, że kupiłam jedną parę butów i 1 moteczek włóczki... a łaziliśmy cały dzień po sklepach... ciągnęliśmy za sobą całą znużoną trójkę

A dzisiaj Martysię odprowadzam do babci i idę do fryzjera :)
Mam zamiar się odstresować. Pralkę kupiłam na stronie internetowej avansu.
Boję się bo mają różne komentarze co do wysyłki w terminie... ale mam cichą nadzieję, że do piątku kurier przywiezie.







czwartek, 21 marca 2013

1 dzień wiosny ze śniegiem

Zagoniona, nie wyrabiająca na zakrętach, zawsze coś, pranie, sprzątanie, zakupy, a to Mała rozlała sok i trzeba zetrzeć, a to wysmarowała kanapką włosy i trzeba umyć loki... odpowiedzi na maile, stanie na poczcie, druty... przyjęłam ostatnie zamówienie przed świętami... a Filip się śmieje że jeszcze mi ktoś uwierzy że ostatnie ;)
Byłam dziś z Młodym u spowiedzi... i jak się trafi na dobrego spowiednika to od razu 100 kg mniej na duszy... i pouczy i wesprze...  jak wizyta u dobrego psychologa i ten wewnętrzny spokój jak się z Kościoła wychodzi...

A więc czas przedświąteczny uważam za otwarty :)
Kupiłam już 3 cukrowe baranki- przez ostatnie dwa lata ciągle zapominałam i dzieci miały do mnie pretensje.. 

p.s.. jestem zachwycona Tosią :)

Śpi na skrawku białego futerka... jest taaaaka słodka :)





a tu ciasto drożdżowe na mące pełnoziarnistej bo innej w domu nie było... nawet oki wyszło...

czwartek, 14 marca 2013

kapitulacja

Po dwóch dobach skapitulowałam i podałam antybiotyk...  Mała wstała z łóżka. Mała dokucza, mała rządzi, mała wymyśla, mała jeździ na hulajnodze... czyli jest dobrze.
Jednak wyrzuty sumienia bo może-  jak po 1 dobie antybiotyku jest tak dobrze, to może sama by z tego wyszła?
Ale okładanie ją zmoczonym ręcznikiem i sprawdzanie czy oddycha... przerażające to było. Po tych dwóch dniach czuję się z 10 lat starzej.
Może mąż weźmie jutro wolne albo urwie się i mi to jakoś wynagrodzi ;)

Teraz klapnęłam na kanapie, a Mała Rozczochrana otwiera szafkę i przynosi mi różową i ecru włóczkę... I mówi do mnie : masz... zdjęcie- i pokazuje na swoją głowę :)
a teraz modne połączenie bieli i czerni- paseczki- chyba jej właśnie coś takiego zrobię :)

środa, 13 marca 2013

ponad 39 czyli masakra :(

U lekarza wczoraj się wyczekaliśmy bo recepcjonistka szepnęła, że będzie duże opóźnienie i podwójnie na jedną godzinę pozapisywani pacjenci... Przyszliśmy tak jak sugerowała o 17ej, i akurat nasza kolejka przeszła. Musieliśmy czekać godzinę aż nas wywołają, na szczęście Martyna trochę ożyła i gorączka jej spadła, pierwsze pół godziny przytulała się do mnie, a potem zaczęła z Kubusiem skakać, biegać, aż w końcu zaznaczyłam w gabinecie że JESTEŚMY już długo i dość tej kary za spóźnienie.
Nic wielkiego niby się nie dzieje... na razie syropki- nie wzięłam dwóch pierdół i 108,80 zostawiłam w aptece.
Martyna nadal gorączkuje ponad 39...
Przerąbana noc- ona jak jest chora to ciągle płacze, jak chcę jej dać lek to się zanosi, krztusi, wypluwa... w końcu jej czopka w tyłek wsadziłam to 2 godziny płakała, że dupka boli :( a gorączka i tak spaść nie chciała. Odczekałam te dwie godziny i w soku przemyciłam paracetamol... Nie obeszło się w nocy od kilku pobudek na płacz, na siku, na piciu, na bajkę, na darcie że kołderki nie ma ( zwymiotowała i kołderka poszła do prania )....
Mam nadzieję, że dziś opanujemy sytuację.

Mój prawie nastolatek ;) cieszę się bo mamy coraz lepszy kontakt, rewelacyjnie się rozumiemy :)

pierwszy dzień u nas- duże oczy, dystans

ta... chciałam to zjeść , bo przecie sama upiekłam i wiem, że bardzo dobre, ale jakoś przejść przez gardło mi nie może


p.s. zakupiłam tiul i mam zamiar zrobić mojej łobuzicy TUTU :) ciekawe czy mi wyjdzie ;)

wtorek, 12 marca 2013

candy W TRASIE

Zapraszam na wiosenne CANDY w trasie :)

znowu

Dopiero Filip wybrał dwa antybiotyki, a dziś Martyna nie chce wstać z łóżka- teraz zasnęła , dotknęłam i jest rozpalona :( wieczorem u lekarza wizyta... Kubusia też biorę bo zatyka mu nosek i pokasłuje- w ogóle też nie ma apetytu...
Mogła by być już wiosna- dość mam tych choróbsk i zostawiania ciągle kasy w aptekach.

poniedziałek, 11 marca 2013

rozczarowanie

Już dawno nie zrobiło mi się tak ZWYCZAJNIE przykro :(
Miesiąc szukaliśmy szynszyla.
Wymyśliłam sobie żeby był koloru beżowego- koniecznie samiczka- bo siostra ma samca i może kiedyś byśmy pomyślały o jednym miocie...
No i znaleźliśmy dziewczynę z beżową samiczką, cena atrakcyjna, no cóż że daleko i odbiór skomplikowany.
L w ramach dnia kobiet się zdecydował to załatwić...
Przywiózł owe cudo w piątek...
W niedzielę zwierze zaczęło nam ufać , zaglądam pod ogon a tam wystaje mu siurdas...
I oto wyczekiwana miesiąc Tosia nie jest Tosią :(
Nie możemy się przyzwyczaić.

A ta dziewczyna mgr inżynier zootechnik specjalizacja- hodowla zwierząt...  

Nie mogę narzekać bo szynszylek jest oswojony i cudowny, ale jeszcze długo nie będę mogła przeboleć tego oszustwa.


aktualizacja....

Dziewczyna zapewniła mojego męża że to na 100 % dziewczynka... że się zna na tym bardzo dobrze bo pisała pracę magisterską na temat szylek...
Ufff....

środa, 6 marca 2013

cieplutko dziś

Jestem przed wiosennie zmęczona... Migrena mnie dopadła. Wyglądam jak zombie. Nie no, aż taka samokrytyczna nie jestem.
Ale co powiedzieć, jak weszłam do apteki, a wszyscy się rozstąpili i jak wyszeptałam: poproszę coś na migrenę to od razu druga pani magister przyniosła mi wodę... czerwone oczy, brązowe obwódki wokół oczu... żeby nie straszyć założyłam okulary przeciwsłoneczne i poszłyśmy z Martysią do lasu a potem na miasto...
Rosnę w duszy jak ludzie mnie zaczepiają, że Martyna taka śliczna i taką śliczną ma czapeczkę ;)

Jednak Mała mi się popsuła, że to diabeł wcielony, że w domu ma milion pomysłów na minutę, że ciągle gada, krzyczy, śpiewa, spada, upada, cudem wkłada nogę pod meble i nie może wyjąć... itp, itd... to na dworze zawsze byłyśmy kumpelki, od pół roku była grzeczna, szła w tę stronę w którą ja chciałam, gadałyśmy sobie, opowiadałam jej różne rzeczy a ona się uśmiechała...
a teraz U C I E K A na ulicę, nie chce iść w tę stronę co ja, ciągnie mnie zawsze na plac zabaw gdzie muszę za nią ganiać ( nie mam siły i jest po prostu na te blachy za zimno)...
a w zeszłym tygodniu pojechałam wózkiem do moich rodziców, i jak wracałyśmy to chciała wyjść... niestety, pół godziny w parku na zimnym wiatrze, przewracanie się mamałygę śnieżną, śmiała się jak ją goniłam z wózkiem po  alejkach, złapałam raz, zniżyłam się żeby patrzyła mi w oczy - wytłumaczyłam, ale to samo- za drugim razem złapałam i ostrzeżenie że wsadzę  do wózka- darcie okropne, wierzganie nogami, zdejmowanie czapki, pisk jakby ją ktoś zarzynał.
Nic nie pomagało, więc na sygnale biegłam do domu. Wszyscy się zatrzymywali i patrzyli na matkę wariatkę, matkę morderczynię i samą patologię ;)
Na prawdę trudno w takich momentach zachować zimną krew, ale powtarzałam sobie- nie zniżę się do jej poziomu i nie będę na nią krzyczeć.
Po tych 10 minutach wrzasku byłam tak zmęczona, że sama się rozpłakałam.

Jutro mam wizytę u fryzjera- aż się boję bo 8 miesięcy nie byłam ;) zapuszczałam ostro włosy... zobaczymy co to będzie :)


poniedziałek, 4 marca 2013

zalało mi chałupę

a miało być tak spokojnie... Martyśka poszła wcześniej spać. Nastawiłam pranie i pomyślałam, że spokojnie dokończę opaskę zamówioną w tamtym tygodniu.... i zrobię obiad... po pół godziny dziergania- prawie kończyłam i za ten obiad miałam się brać...
Nagle Filip krzyczy- mamo , co tu tyle wody?????
No i jazda. Ręczniki, a tu się nadal leje- próbowałam odkręcić filtr, nie mogłam, a ta woda dalej leci.... więc wzięłam śrubokręt i łubudu... rozwaliłam palucha- akurat tego co potrzebny do robienia na drutach- woda nadal ciekła ale musieliśmy z Filipem wszystko pościerać- nie wiem ile ta woda już stała- cały przedpokój, łazienka, a w kuchni to prawie po kostki wody... przez próg nie poleciało na pokoje... to o tyle dobrze...
No i mam nadzieję, że u sąsiadów na dole nie powyłazi...

Mój mąż nie powinien się do czyszczenia filtru dotykać. Już drugi raz taki numer. Po prostu przesada.
W ogóle to chcę nową pralkę. O !

cudnie

W końcu słońce... za ciepło nie jest ale z miłą chęcią odprowadziłam Kubusia do szkoły. Okrężną drogą ;)
Zaplanowałam dziś ciuchowe sprzątanie... za dużo tego wszystkiego a nie ma w czym chodzić ;)
Kawka, druty i za chwilę do roboty ;)