wtorek, 31 lipca 2012

...

No i Dziadek dziś rano przestał się męczyć... 89 lat miałby skończone we wrześniu...


Wszyscy czujemy ulgę ale łezki się kręcą.

poniedziałek, 30 lipca 2012

:)

W sobotę mieliśmy gości :) Sushi, sałatka, białe winko... Fajnie było, dzieci nawet grzeczne- świetnie się wszyscy bawili - oby częściej :)
A mąż został poproszony na ojca chrzestnego... a dziadkiem mógłby być ;) haha

piątek, 27 lipca 2012

weekend

Wczoraj w desperacji znalazłam namiary na chłopaka który wydawało mi się że zna się na komputerach, no i naklikałam do niego na gg i czekałam ;)
Przyszedł młody chłopak, grzeczny, uprzejmy- rozkręcił tego naszego grata i stwierdził, że karta graficzna się spaliła... Ufff... 20 zeta znalezienie usterki i podpięcie monitora do płyty głównej która ma zintegrowaną grafikę (widziałam to gniazdko ale było na nim przyklejone- nie podpinać - to się bałam ;) )... no i kartę graficzną muszę kupić koniecznie.

Moja Mała Myszka poszła spać dziś wyjątkowo wcześnie, Filip jest u kolegi, Jakub czymś się zajął, telefon zepsuty więc nikt mi dupy nie zawraca a jak próbuje to mu życzę powodzenia ;) Po prostu sielanka- jednak 33 stopnie w cieniu na tym naszym 3 piętrze jest nie do wytrzymania. Wentylator koniecznie potrzebny!

P.s.ja lubię ludzi :) lubię się spotykać- zapraszam często znajomych, piekę gotuję, częstuję , bosz.... ale nienawidzę takiego jęczenia przez telefon- tu mi jedno dziecko krzyczy, drugie chce jeść, wrze mi zupa w garnku- kocica ma ruję i miałczy, - niestety - przy trójce dzieci trudno mi znaleźć czas i nastroić się emocjonalnie do plotkowania przez telefon... a u nas niestety rzadko kiedy jest spokój ;) ciągle się coś dzieje :)
Na szczęście już weekend :) Pojedziemy nad jakąś wodę :) Trochę mam nadzieję odsapnę i się opalę ;)

czwartek, 26 lipca 2012

wszystko się psuje...

Pech ... Najpierw telefon mi padł któremu miesiąc temu skończyła się gwarancja- Trzeba liczyć na cud, żeby się do mnie dodzwonić ;) a wczoraj jeszcze chłopakom padł komputer. Na allegro są niedrogie zestawy ale ostatnio do tego naszego grata dość sporo dołożyliśmy i po prostu nie wiem co zrobić...  a mądra głowa jak przyjdzie to na wstępie skasuje ze stówkę lub dwie...

środa, 25 lipca 2012

już 25ty!

Odebrałam dziś wyniki badań- hgb- 10,3 - ja się chyba już nigdy nie pozbędę tej anemii- marzę o takim dobrym 12 :)
Zmieniłam nawyki żywieniowe- no może nie tak jak bym chciała ale jest duuuuża różnica- dodatkowo łykam żelastwo, b12, omega3 i dupa.
Jedynie tarczyca trochę mi się poprawiła- tsh z 14 na 8,36- nie jest rewelacyjnie ale wybieram się z tym do jakiegoś "cudotwórcy" ;)

Jest dopiero popołudnie a jestem totalnie zjechana- obleciałam banki, poczty, rachunki- kupiłam Filipowi nowe sandały- bo ostatnie wytrzymaly 2 miesiące i rozpadła się podeszwa. No i... poleciał na dwór- za pół godziny wraca po kostki w jakiejś brązowej mazi... ta- sandałki jasnoszare z fajnymi pomarańczowymi wykończeniami- mimo prania nie wyglądają fajnie...
Płakać mi się chce- niby to tylko buty-... ale zlazilam się w ten upał za tymi sandałami ( wiadomo koniec sezonu i trudno dostać właściwy rozmiar!) a po 2 Filip zlamał zakaz chodzenia do lasu- głupia nie jestem- nie padało od kilka dni- więc poszedł na bagna...
Czasem to myślę, że jakby pasem w dupę by dostali to może zwoje mózgowe by im lepiej pracowaly... Wrrrr....

A dziś Kubuś ma imieniny...

czwartek, 19 lipca 2012

schody i kwiaty :)





Na balkonie w tym roku mam straszny bałagan- uwielbiam słoneczniki ale to nie był dobry pomysł, strasznie się porozrastały i chyba w końcu złapię nerwa i ich powycinam....










W ostatni weekend byliśmy na kawie u mojej cioci- Martyśka uwielbia po prostu ganiać po schodach. Wszystkim stawało serce... a my z mężem już wiemy że to taka nacja, 10 razy się przewróci a to samo będzie robić- na nic nasze prośby i groźby- trzeba by było ją przywiązać...







Ta jej radość.... :)

środa, 18 lipca 2012

dom starców

Byłam dziś u dziadka w ZOLu
Już wolałam jak w szpitalu był....
Jakiś rytm, powietrze... a tu czas jakby stoi, jakiś zaduch, zla aura- sama nie wiem.
Przyleciała babka pogadać... no ja grzecznie - sobie pomyślalam, może jej nikt nie odwiedza, szkoda mi się jej zrobiło ... ale jak zaczęła gadać od rzeczy.... to ja nie wiedziałam gdzie mam oczy posiać... Niby się wie, że to stary schorowany człowiek ale jakieś takie lekkie obrzydzenie mnie ogarnęło....

Kobitki tam pracujące to silne nerwy muszą mieć...

A mój dziadek... już nie wiadomo o co się modlić- rany się nie goją, noga do amputacji, świadomość coraz gorsza, jeść nie chce... raz agresywny silny chłop a zaraz male bezbronne dziecko. szok

poniedziałek, 16 lipca 2012

deszcz pada

Jest chłodniej. Mała odzyskała apetyt, Filipa przestała boleć głowa... w końcu mam troche czasu dla siebie i o wiele więcej energii niż w te upały...
Jedynie opalenizny mi szkoda ;)
Weekend spędziliśmy aktywnie, ale bez szaleństw, spacer po lesie na maliny, gra w piłkę, plac zabaw, pierogi z jagodami, zbieranie wiśni  i kawka w miłym towarzystwie :) A dziś muszę zrobić dżem wiśniowy- ech- lubię smażyć, doprawiać, ale nienawidzę wkładania dżemu w słoiki bo się zawsze poparzę.

Mąż zaczął podejrzewać mnie o romans- haha- nie powiem- miło mi się zrobiło, że zauważa moje wysiłki. Bo ja leniuch totalny zaczęłam śmigać na rowerku i coraz fajniej się z tym czuje...

czwartek, 12 lipca 2012

wypadek

Z rana poradnia chirurgiczna i "ten chłopiec do szycia głowy"....
To mój Filip. Jakimś cudem kokosimy się z Martyską w łóżku, Filip, Mała miedzy nami, chichramy się, mała prze szczęśliwa... jest przed 9 rano- dopiero wstaliśmy, włączyłam wodę na kawę...
Nagle krzyk Filipa- myślałam, że może Mała go udrapała a tu PEŁNO KRWI... krew kapie na pościel... Filip trzyma się za oko... Panika.
Oko całe, rozwalony łuk brwiowy...
Nie wiem jakim cudem spadł żelazny świecznik z półki z nad łóżka....

A tak się cieszyłam z tego poranka bo Martyśka obudziła się bez gorączki... Fak!

środa, 11 lipca 2012

zapalenie gardła i jamy ustnej

Kubuś z pucharkiem :)
Tak się cudownie zapowiadał weekend a Martyś dostała gorączki... wiadomo- marudna strasznie, upał na maxa, ledwo we dwoje dawaliśmy radę, nerwy puszczały. W nocy gorączka 39 więc w niedzielę pogotowie, ale lekarz jakiś stary... niby gardło czyste, niby osłuchowo czysta... kazał paracetamol dać i obserwować bo może to jakaś wirusówka.... w poniedziałek poszłyśmy do naszej pediatry bo nie jadła i nic pić nie chciała. zapalenie gardła i jamy ustnej. PRZE JE BA NE.
Od niedzieli mogłabym jej policzyć łyżki płynu... dziś 3 gryzy chleba z masłem i obudziła się bez gorączki...2 dni nosiłam ją na rękach, wszystko mnie bolało... Dwa dni beczała aż sąsiadki się interesowały ;) Pluła lekami i się krztusiła. Psychicznie byłam na skraju ;) Już nie raz trzymałam telefon w ręce i miałam zadzwonić do męża żeby natychmiast przyjeżdżał bo nie daję rady.
 Zmarniała ta moja dziewczynka. Jeszcze nie chce pić no chyba że to cola ;) ale widać po mince że jeszcze nie jest dobrze. W ogóle to jakiś szok- 120 zł zapłaciłam za leki aż zdębiałam w aptece bo nie spodziewałam się że nystatyna już nie jest refundowana.... jeszcze 2 syropki na wzmocnienie odporności, czopki od gorączki i miałabym fajne buty ;)

Właśnie jakieś koturny za mną łażą, Jak byłam z Martyśką w ciąży to sobie kupiłam takie fajne, regulowane, zapinane na rzepy i eleganckie i sportowe- wygodne za jakieś śmieszne pieniądze... Wczoraj je wrzuciłam do śmietnika bo już im się to należało... 
Mąż oczywiście kręci nosem bo mam tyyyyyllllleeeee butów ;)
W ogóle to małż chce nas zabrać gdzieś na mały urlop... on oczywiście GÓRY i mamusia- a ja zapieram się nogami i rękami. Coś mnie Lubelszczyzna ciągnie a najbardziej Roztocze- chciałabym sielsko i swojsko...

Mała śpi... zaczęło grzmieć- uwielbiam deszcz w takie upały :)

czwartek, 5 lipca 2012

po prostu fajnie :)

 Ledwie rano z domu wyszliśmy a jechał bus :) C U D O W N I E bo Martyśka nie chciala iść za rękę... Uciekała we wszystkie strony, a jak próbowałam ją złapać to rzucała się a chodnik, po prostu cyrk. Dwóch starszych panów zaczęło się wtrącać bo Mała w ryk jak jej kazałam usiąść na przystanku- oj komentowali, chcieli ją uspokajać a ona ryczała, w końcu nerwy mi puściły i na tych starych dziadów. Konkretnie im wytłumaczyłam, że przystanek autobusowy i ulica to nie plac zabaw, że chodzi mi jedynie o bezpieczeństwo Małej, że tu mam plecak, torebkę, 1,5 rocznego trzpiota, 5latka który co chwila zadaje jakieś pytanie  , telefon mi dzwoni bo mąż się pyta czy się wybraliśmy, kuzynka dzwoni, że jest na zakupach i co chcemy na obiad jeść... i z łaski swojej niech się zajmą sobą, bo ani małej nie dałam klapa, ani na nią nie pokrzyczałam- jedynie zdecydowanym głosem powiedziałam, że nie można tu biegać i teraz siedzimy i czekamy na autobus... a jak oni do niej gadają to jedynie coraz gorzej się drze... No i w tym momencie przyjechał bus :)
No to z górki sobie pomyślałam.
I tak na szczęście było. Trampolina,  lody, basenik z parasolem, cały dzień na bosaka... Potem obiadek, mała zasnęła więc wyskoczyłam sobie na sklepy... potem na placu zabaw dzieciaki "pograły" w golfa...Pikuś że Martyna wszystkim zabierała piłki... zabierała dzieciakom zabawki, wyjmowała z ust smoczki, zdejmowała dzieciom czapki, a jednemu maluchowi prawie włożyła paluchy do oczu i go udrapała.. jest większa od dzieci w swoim wieku i zdecydowanie obrotniejsza...
Wróciliśmy do domu po 10 godzinach :) Akurat było po burzy... trochę się ochłodziło... z uśmiechem wlazłam na t swoje 3 piętro :)
P.s. Jakuba użądliła osa ... panika, strach... jego przeraźliwy krzyk. Ja wizja szpitala- jesteśmy w obcym mieście, małż 250 km dalej... na szczęście oprzytomniałam - wyssałam jad, kuzynka mieszka w centrum więc w 5 minut miałyśmy kupione w aptece wapno i fenistil... na szczęście nie jest uczulony, zrobiła się niby biala obwódka i czerwony rumień, ale po godzinie oprócz strupa nie było śladu... Zawsze panicznie bałam się os i uczulenia a teraz będę spokojniejsza.



Od zawsze 5 lipca obchodzę imieniny- teraz w żadnym kalendarzu nie ma mnie :) Ale mama i babcia pamiętały...

wtorek, 3 lipca 2012

co dziś zrobiłam? wymalowałam paznokcie i leżę na podłodze.

Upał. 35 stopni w cieniu... Kiedyś w taką porę miałam migrenę... dziś mam trudności z oddychaniem. Czyli nie za dobrze.,. Sprawdzam pogodę długoterminową... marzę o spacerku w sweterku... och, albo żeby mi się dupa wychłodziła chociaż w nocy... no ale jak jest 22-23 stopnie to po prostu żal....
A tak to nudy.
Jakby małż był w domu to pewnie popołudniem albo z rana byśmy jeździli nad wodę, a tak to ja zdycham na podłodze a dzieciaki zdychają przed komputerem. Jedynie Marti ma radochę bo ma całodobowy dostęp do basenu na balkonie. 1/2 m2  - ale dziewczyna sobie szaleje, czym wytrąca starą babę mieszkającą pod nami do furii- bo te małe leją i jej kapie...
Jeszcze koleżanki córka bardzo nas lubi i całymi dniami u nas przesiaduje... Boszzz... 4 dzieci! No ja bardzo lubię tą córkę koleżanki, ale jakby było trochę chłodniej to chociaż do głupiej piaskownicy by się poszło ;) Bo tak to chodzę podirytowana- a wiadomo- o konflikty nie trudno przy takiej gromadce.
Ale... zadzwoniłam dziś do swojej kuzynki, delikatnie wybadałam temat i jutro z rana wsiadamy z busa i wypadamy do niej na cały dzień :) aż mi się mordeczka cieszy :) Kawałek trawy i trampolina :)