czwartek, 5 lipca 2012

po prostu fajnie :)

 Ledwie rano z domu wyszliśmy a jechał bus :) C U D O W N I E bo Martyśka nie chciala iść za rękę... Uciekała we wszystkie strony, a jak próbowałam ją złapać to rzucała się a chodnik, po prostu cyrk. Dwóch starszych panów zaczęło się wtrącać bo Mała w ryk jak jej kazałam usiąść na przystanku- oj komentowali, chcieli ją uspokajać a ona ryczała, w końcu nerwy mi puściły i na tych starych dziadów. Konkretnie im wytłumaczyłam, że przystanek autobusowy i ulica to nie plac zabaw, że chodzi mi jedynie o bezpieczeństwo Małej, że tu mam plecak, torebkę, 1,5 rocznego trzpiota, 5latka który co chwila zadaje jakieś pytanie  , telefon mi dzwoni bo mąż się pyta czy się wybraliśmy, kuzynka dzwoni, że jest na zakupach i co chcemy na obiad jeść... i z łaski swojej niech się zajmą sobą, bo ani małej nie dałam klapa, ani na nią nie pokrzyczałam- jedynie zdecydowanym głosem powiedziałam, że nie można tu biegać i teraz siedzimy i czekamy na autobus... a jak oni do niej gadają to jedynie coraz gorzej się drze... No i w tym momencie przyjechał bus :)
No to z górki sobie pomyślałam.
I tak na szczęście było. Trampolina,  lody, basenik z parasolem, cały dzień na bosaka... Potem obiadek, mała zasnęła więc wyskoczyłam sobie na sklepy... potem na placu zabaw dzieciaki "pograły" w golfa...Pikuś że Martyna wszystkim zabierała piłki... zabierała dzieciakom zabawki, wyjmowała z ust smoczki, zdejmowała dzieciom czapki, a jednemu maluchowi prawie włożyła paluchy do oczu i go udrapała.. jest większa od dzieci w swoim wieku i zdecydowanie obrotniejsza...
Wróciliśmy do domu po 10 godzinach :) Akurat było po burzy... trochę się ochłodziło... z uśmiechem wlazłam na t swoje 3 piętro :)
P.s. Jakuba użądliła osa ... panika, strach... jego przeraźliwy krzyk. Ja wizja szpitala- jesteśmy w obcym mieście, małż 250 km dalej... na szczęście oprzytomniałam - wyssałam jad, kuzynka mieszka w centrum więc w 5 minut miałyśmy kupione w aptece wapno i fenistil... na szczęście nie jest uczulony, zrobiła się niby biala obwódka i czerwony rumień, ale po godzinie oprócz strupa nie było śladu... Zawsze panicznie bałam się os i uczulenia a teraz będę spokojniejsza.



Od zawsze 5 lipca obchodzę imieniny- teraz w żadnym kalendarzu nie ma mnie :) Ale mama i babcia pamiętały...

1 komentarz:

  1. Najlepsze życzenia imieninowe! :) cieszę się, że fajnie spedziłaś czas.

    OdpowiedzUsuń