środa, 18 lipca 2012

dom starców

Byłam dziś u dziadka w ZOLu
Już wolałam jak w szpitalu był....
Jakiś rytm, powietrze... a tu czas jakby stoi, jakiś zaduch, zla aura- sama nie wiem.
Przyleciała babka pogadać... no ja grzecznie - sobie pomyślalam, może jej nikt nie odwiedza, szkoda mi się jej zrobiło ... ale jak zaczęła gadać od rzeczy.... to ja nie wiedziałam gdzie mam oczy posiać... Niby się wie, że to stary schorowany człowiek ale jakieś takie lekkie obrzydzenie mnie ogarnęło....

Kobitki tam pracujące to silne nerwy muszą mieć...

A mój dziadek... już nie wiadomo o co się modlić- rany się nie goją, noga do amputacji, świadomość coraz gorsza, jeść nie chce... raz agresywny silny chłop a zaraz male bezbronne dziecko. szok

1 komentarz: