poniedziałek, 4 marca 2013

zalało mi chałupę

a miało być tak spokojnie... Martyśka poszła wcześniej spać. Nastawiłam pranie i pomyślałam, że spokojnie dokończę opaskę zamówioną w tamtym tygodniu.... i zrobię obiad... po pół godziny dziergania- prawie kończyłam i za ten obiad miałam się brać...
Nagle Filip krzyczy- mamo , co tu tyle wody?????
No i jazda. Ręczniki, a tu się nadal leje- próbowałam odkręcić filtr, nie mogłam, a ta woda dalej leci.... więc wzięłam śrubokręt i łubudu... rozwaliłam palucha- akurat tego co potrzebny do robienia na drutach- woda nadal ciekła ale musieliśmy z Filipem wszystko pościerać- nie wiem ile ta woda już stała- cały przedpokój, łazienka, a w kuchni to prawie po kostki wody... przez próg nie poleciało na pokoje... to o tyle dobrze...
No i mam nadzieję, że u sąsiadów na dole nie powyłazi...

Mój mąż nie powinien się do czyszczenia filtru dotykać. Już drugi raz taki numer. Po prostu przesada.
W ogóle to chcę nową pralkę. O !

2 komentarze:

  1. Oj to współczuję roboty i problemu:/

    OdpowiedzUsuń
  2. nie zazdroszczę. a mąż jakby raz musiał taką powódź posprzątać, to szybko byś miała nowiuśką pralkę. oni sobie zawsze życie ułatwiają, ale póki im nie jest pod górkę, to im to zwisa. niestety!

    OdpowiedzUsuń