poniedziałek, 1 sierpnia 2016

w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie

Mąż dostał przymusowy urlop z okazji ŚDM.
Od razu pomyślałam, że w końcu gdzieś pojedziemy... w inną stronę niż do teściowej :)
Wybraliśmy kierunek na południowy wschód - ROZTOCZE.
Nie było łatwo. Bo za późno zaczęłam dzwonić za noclegami.
Jak ślepej kurze ziarno trafił nam się domek- ktoś pilnie musiał wyjechać.
Nie mogliśmy tam trafić- Nawigacja wariowała, ale właściciele domku po nas wyjechali.

Och... Raj. Czysty, duży dom, trawa... niedaleko kąpielisko.
Ceny całkiem przystępne...
Może nawet za rok tam wrócimy.

Tobi był zachwycony podwórkiem, niuchał sobie krzaczki, grał w piłkę z dzieciakami...
A my rano po 6ej kawę w dłoń i na ławkę przed dom, a potem zwiedzanie i plaża. Nawet Tobiemu pozwalali ratownicy wejść na plażę... więc całkiem miło. Oczywiście zaopatrzona w woreczki, na smyczy i miał zakaz wchodzenia do wody :)
Niestety po 16 zaczynały się burze, po 19ej się kończyły, ale nam już się nie chciało nigdzie ruszać, grillowaliśmy, graliśmy w piłkę... lub próbowaliśmy złapać zasięg.
Zostalibyśmy dłużej ale Martyśka bała się burzy a chłopakom brakowało wieczorem internetu- niestety nasz mobilny nigdzie nie łapał sieci :(
Co było wkurzające bo myślałam, że wieczorem będę mogła sobie pozałatwiać kilka rzeczy...
Lasy cudowne... niestety jedzenie nas nie zachwyciło... może przez upał... ale spróbowaliśmy dziczyzny, tradycyjnych pierogów i pstrągów z pobliskiego łowiska.
Tobi nawet chciał kelnera zagryźć ;) Nagle taki odważny się zrobił.












1 komentarz: