piątek, 11 kwietnia 2014

moja dziewczynka

Trochę się załamałam...
Obserwuję u Martyny już jakiś czas że zaczynają ją denerwować spódniczki i sukienki, na początku myślałam, że to przez rajstopy... ale chyba nie tylko o to chodzi
Kupiłam jej piękną koronkową sukienkę, do tego śliczną apaszkę, rajstopki i już się rozmarzyłam jak cudnie będzie wyglądać jak pod kolor zrobię jej jeszcze opaskę... No cud miód... na Święta.
Tylko butów jej brak, ale stwierdziłam, że fajne pastelowe trampki kupię i będą pasować.
No i w domu się okazało, że nawet nie chce przymierzyć.
Ojciec ją wręcz zmusił, ale stała ze spuszczoną głową.
Jak powiedziałam, że będzie chodzić w ubraniach po Jakubie i będę mieć z głowy, to zaczęła pyskować, że ona jest Martynka, jest dziewczynką i lubi fioletowy i różowy....

Ale co tu się dziwić jak nawet po mieszkaniu z pokoju do pokoju śmiga na rowerze ... sukienka by jej przeszkadzała.

Tak czy siak jestem lekko rozczarowana.
Będę próbować ją przekonać, zachęcić ... choć czarno to widzę.
Ja typ sukienkowo spódnicowy, spodnie owszem mam, ale noszę jak muszę ;)

3 komentarze:

  1. oj lekko z Martyśką nie będziesz miała, jeśli jest choć ciut podobna w tej kwestii do mnie.
    ja dopiero po trzydziestce doceniłam sukienki, ale nie żebym często się w to wbijała.
    a za dzieciaka, pierwsze co robiłam, jak mama odpicowała mnie w różowaśne kiecki, właziłam do kałuży, żeby się usmarować, albo piachem się uwalałam. wtedy do domu się przebrać w portki i juhuuuu na drzewa, płoty...

    OdpowiedzUsuń
  2. gdybym miała gwarancję, że taką charakterną Martynkę urodzę, to jak w dym... mogłabym mieć córkę. tylko jakby te róże i fiolety odpuściła :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam w pewnym sensie rozumiem Twoją córkę, bo sama jako dziecko nienawidziłam sukienek. Do dzisiaj nie pałam specjalną miłością, ale w latach dziecięcych i nastoletnich nie było nawet mowy :)

    OdpowiedzUsuń