niedziela, 20 lipca 2014

do dupy

Dzieje się, non stop coś.

Od roku szukaliśmy faceta do płytek w kuchni. Tych na ścianie.
Wtedy meble NO PROBLEM. Na wymiar w tydzień góra dwa i cena oki. ale bez sensu nowe meble jak płytki trzeba.
Jak znaleźliśmy faceta od płytek NO PROBLEM, to problem z meblami, bo te kilka tys co mamy to za mało!

A ja przecież nie wyczaruje, to 2 tyg szukam kogoś do mebli. 

Mąż załatwił płytkarza.
Ja mam znaleźć meblarza.
Oki. Jakoś to będzie.
Ale po drodze psuje się dekoder a tu leje i leje a my tv nie mamy.
Po wymianie dekodera czekamy 9 godzin aż go odblokują a tu FINAŁ czegoś tam- tzn grają w kopa.
Mąż ich zrąbał to włączyli, ale tak się zmęczył tymi telefonami co 2- 3 godziny że przespał gola.
On był za Niemcami a ja za Argentyną.

Potem łubudu i zepsuła mi się pralka, ROCZNA.
No i co?
Kupiłam ją w sieci, przyszła bez gwarancji, rachunki mam, ale nerwy były.
Pani na lini pocieszyła mnie że wystawi  mi duplikat karty gwarancyjnej.
Oki.
Tego samego dnia przyjechał pan z serwisu i stwierdził że to PROGRAMATOR i musi zamówić/
Oki.
Trójka dzieci a ja już tydzień nie mam pralki. Już nie wspomnę ile się moj mąż nasłuchał że to przez jego betony i gwoździe.
Szlag by trafił.
We wtorek pan się zjawi z programatorem i alleluja, będę prać cały dzień albo dwa. Bo pan płytkarz w środe lub czwartek robi mi argamedon.
Nie wiem gdzie i co mam robić z  tymi dzieciakami. bo oprócz kuchni chyba mąż zafunduje mi nową podłogę w stołowym. Ale cicho sza bo się jeszcze zastanawia ;)
A ja się zastanawiam czy nie wywalić takiej jednej ścianki ;)

W poniedziałek ma pan przyjechać i proponować meble na które miałabym czekać 4 tygodnie.... więc całe wakacje przeje.... i bez zlewu. No to mycie garów w wannie mnie czeka.

Dzisiaj byliśmy pół dnia nad wodą.
Kupiliśmy Martynie balona... Wczoraj Mac Dziad a dzisiaj ten nie tani balon. Ja wszystko teraz przeliczam bo ten remont mnie wykończy całkowicie. A tu jeszcze przecież dzieciaki trzeba wyprawić do szkoły.
Małż też nie chciał balona bo przeliczył że moglibyśmy iść na pizzę za tego balona.
No ale Tweety . Niech się mała cieszy.
No i zawiał wiatr , drzwi balkonu otwarte i ptaszek odleciał.
Ale był płacz. Mała płakała , a ja czułam się bezradna.
Mi też przykro się zrobiło.
Bo Martysia tak się cieszyła.
Teraz co chwila się budzi i mówi przez sen że już nie chce balona.
Ale uwielbia pływać.
Dziś pierwszy raz pływała na łódce.
Idzie burza więc pewnie znów internetu nie będzie.
Takich nerwowych wakacji to jeszcze nie miałam. a jeszcze na świecie co się dzieje ... przeraża mnie to.

Jeśli ktoś tu jeszcze zagląda to pozdrawiam serdecznie.

4 komentarze: