poniedziałek, 2 marca 2015

grypa

Martyna rano w sobotę zwymiotowała, nie chciała śniadania... Za godzinę znów zasnęła, obudziła się lekko ciepła. OHO, weekend znowu w domu.
Ja histeryczka już bym na pogotowie jechała, ale L - może coś jej zaszkodziło, nie panikuj.
Znów zasnęła- spała ze 3 godziny, dotykam ją a ona rozpalona jak piec, krzyczę do L - ona ma ze 40 stopni gorączki
-eeee ni możliwe, nie panikuj.
Termometr- 39,8
No to dotarło... próbowaliśmy ją ubierać, ale lała się przez ręce, krzyczała że jej zimno, że nie chce nigdzie, nie mogła otworzyć oczu... ale udało się.
Dostała antybiotyk i psiukanie do gardła...
Migdały powiększone bardzo i dziwnie białe.
Pediatra w zasadzie nie powiedziała konkretnie co jej jest, a po nurofenie i pierwszej dawce leku, Martyśka zaczęła nadawać jak radio to się uspokoiłam....

Niedziela. Rano.
Jakub śpi do 11, wstaje tylko po to żeby zwymiotować...
Idzie spać, nie ma gorączki.
No zaraził się.
Po południu 38,8.
Pogotowie.
Inny lekarz. Taki dupek w zasadzie.
Wirus niby.
Nurofen i niech dużo pije.

Pół niedzieli przespali...  I do 2ej w nocy miałam imprezkę.
A potem budził mnie Jakuba kaszel.
Rano znów zwymiotował.

A sio wirusy.
Dwa dni a ja padam na ryjek.

Jakub płacze że go wszystko boli.
I nie wiem, czy biec z nim znów do lekarza czy zostawić w łóżku i czekać.

3 komentarze:

  1. Współczuję strasznie, wracajcie wszyscy do zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  2. I jak się czuje? U nas też było wirus wirus, a skończyło się na antybiotyku, bo ropa z ucha, nosa, gardła... najlepiej to na wirus... :/

    OdpowiedzUsuń
  3. niestety jest coraz gorzej, dziś na 16:30 lekarz

    OdpowiedzUsuń