Byłam w niedzielę wieczorem u babci, tak na chwilę. Zaniosłam jej rosół i kawałek ciasta...
No nic lepiej- apetytu nie ma, ciągle ją piecze i boli... Zgarbiona, cicho mówiąca....
A w poniedziałek gotując obiad otworzyłam balkon i słyszę znajomy głos, takie gruchanie...
-paaaaa dziewczynki, papa, przyjdźcie do mnie jeszcze, paaaaa, papa
No nie uwierzę, po cichutku wyglądnęłam na balkon a babcia niczym gwiazda filmowa rozdaje buziaki, aż świergoli do prawnuczek....
No to fajnie.
Pomyślałam, że lepiej się poczuła.
I tak mnie tknęło. Zadzwoniłam.
W telefonie zmęczony szary głos, już bez gruchania, ledwo mówiła i narzekała jak się źle czuje.
Powiedziałam, że dzieci mam chore, nie mam jak ją do lekarza zapisać, niech idzie E ( ta wnuczka do których dzieci tak gruchała) .
Teraz właśnie zadzwoniła niby zapytać jak dzieci się czują, ale ja już wiedziałam o co chodzi... jutro środa.
Sama poszła się zapisać do ginekologa bo E była ale pani z rejestracji akurat wyszła ( sru tu tu)
No i czy bym z nią nie poszła bo to daleko, będzie jej raźniej i że tym razem zapłaci chociażby nie chciał ;)
No miękka dupa jestem.
Pójdę z nią.
Ale kieruję się tym, aby na moment odpocząć od Martyny...
Bo już mi się pomysły kończą.
Lepienie z masy solnej, zabawa w sklep, dom koników, szpital... i ciągle POMÓC CI???? POBAWIMY SIĘ???? już nie gęba boli od gadania z nią ;) a Jakub się z nią nie pobawi bo zdechnięty, Filip też ucieka od niej jak najdalej ;)
Kocham ją nad życie, ale czasem chciałabym mieć do niej przycisk MUTE ;)
L ma wziąć w piątek wolne, żeby mnie odciążyć.
łoooo normalnie co mu się stało... chyba za dużo urlopu uzbierał czy co ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz