Zapracowana i zaganiana jestem ostatnio... Mąż wymyślił, że w tym roku idziemy na łatwiznę... Tzn CHĘTNIE pójdzie na Wigilię do moich rodziców, następnego dnia pewnie też pójdziemy do rodziców na indyka , bo oni jak zwykle do nas nie chcą no bo mama bigos ugotowała, ojciec indyka i inne mięsa... Trzeba też do babci skoczyć a w Szczepana jedziemy w góry. I mamy zamiar łazić od jednego do drugiego.... bo od operacji tam nie byłam i muszę zobaczyć dzieciaki co się tam porodziły :)
Mąż obiecał mi pizzę w Nowym Targu i spacer po Zakopanem więc próbuję być do tego pozytywnie nastawiona.... a najchętniej to bym została w domu i chciałabym się wyspać.
Filip ma anginę, a Jakub czerwone spojówki i straszny katar- znowu antybiotyk i tona syropków... Martyna dziś mega marudna więc albo ją bierze albo ma dość siedzenia w domu...
A ja tylko zszywam, pakuję i wysyłam ;) 15 dzieci ma już moje czapki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz