czwartek, 8 listopada 2012

rutyna

Ostatnio w niedzielę mnie połamało... dopiero co brałam antybiotyk więc do lekarza się nie wybrałam, smaruję dupsko jakąś maścią i jak mnie przypili to łyknę jakiegoś procha...
Dziś czwartek- trochę lepiej rano się wstało więc postanowiłam nadrobić te 3 dni wyjęte z kalendarza- nie to że leżałam bo przecież przy trójce dzieci jestem sama - ganiałam z Kubusiem do szkoły, gotowałam, huraganem małym się zajmowałam non stop itp... ale dziś...
Zrobiłam dobry obiad, upiekłam dobre ciasto- poszliśmy na spacer, w południe namoczyłam ryż więc po drzemce Martyśki go ugotowałam i postanowiłam doprawić i zrobić to cholerne sushi na kolację...
Martyśka wymęczona intensywnym dniem więc totalnie marudna, ale zrobiłam dla niej rulonik sushi, w zasadzie ryż, nori i odrobina łososia... Jadła smakowicie dopóki nie zobaczyła, że ja po kryjomu maczam swoje krążki w sosie sojowym, najpierw skomlała , ale próbowałam jej wytłumaczyć że to si i że boli... ale to na nic. Jakby ją nie wysypywało po tym sosie to czemu nie ;) niech zobaczy jakie to niedobre ;) no ale rzuciła we mnie pałeczką i zaczęła się drzeć... A jak jeść sushi w takim chaosie? odechciało mi się.
Z utęsknieniem czekam na weekend. chcę pobyć sama choć pół godziny,,, pół godziny ciszy i spokoju....

2 komentarze:

  1. charakterna mała :) fajnie się to czyta, ale mieć na co dzień co chwila spięcia... nie zazdroszczę... mój Terrorist dawał w kość. jeszcze pamiętam. a ile nerwów mnie to kosztowało, tylko ja sama wiem. trzymam kciuki za odrobinę spokoju i mnóstwo cierpliwości!
    Kurde i tak jak nie chciałam i nie chcę córki, Martyśka jest zarąbista. Lubię takie małe diablice :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja Cię podziwiam. Mam ostatnio wstręt do kuchni i gotowania. Chyba przez pracę... siedzę w papierach i smutno mi. :(

    OdpowiedzUsuń