czwartek, 29 listopada 2012

hashi

Byłam ostatnio u swojego "cudotwórcy"... i czar prysł... Znowu mam czarne myśli odnośnie swojego zdrowia-  a nie czuję się najlepiej... Waga mi tańczy jak chce... nie odchudzam się, nic w zasadzie nie robię bo niby nie mogę- a jednego dnia spodnie mi z dupy lecą a za dwa dni nie mogę się dopiąć.
Pan doktor za 5 minutową wizytę zgarnia setkę i już nie mówię ile kosztują badania które muszę robić prywatnie przed każdą wizytą...
A na ostatniej wizycie dowiedziałam się, że w zasadzie to już nie muszę przyjeżdżać bo mogę do niego zadzwonić z wynikami ;) No stówka w kieszeni-- niby fajnie- no ale się tego nie spodziewałam- takiej olewki. No załamka.
Jedynym plusem tych kilku miesięcy jest to że mam super miękką skórę. Kto mnie nie dotknie to robi wielkie oczy... i chce mnie jeszcze pogłaskać bo to takie DZIWNE i niesamowite ;) Zawsze miałam gładką skórę ale teraz porównywalna jest z pupcią niemowlaka ;) Ja sama w to nie wierzyłam, dziwiłam się jak małżonek tak się zachwycał... no ale jak mnie baby "macają" i piszczą z zachwytu to coś w tym musi być...
A Jakub już nie może tego słuchać i na kolejne zachwyty stwierdził uroczo- mama jest dziewczyną, a dziewczyny mają miłą skórę, więc co się dziwicie???

Na poprawę humoru oczywiście najlepsze są perfumy. Mam pełną szafkę pustych flakoników i trudno mi się ich pozbyć... bo każdy zapach to inna historia ;) Czekam na jakąś promocję na cerutti ... a tym czasem pocieszę się christiną ;) ciekawe co mąż na to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz