wtorek, 9 czerwca 2015

z przymrużeniem oka

Na pierwsze wspólne moje urodziny mąż wyskoczył z pierścionkiem zaręczynowym, jeszcze raz mi jakąś koszulkę kupił i krem przeciwzmarszczkowy 50+ ... ale to dawno było... od ślubu jestem zobligowana kupować sobie prezenty sama a że nie lubię jakiegoś przymusu to sobie kupię albo i nie. Wybierałam zazwyczaj  przesyłkę do paczkomatu, Mąż z paczkomatu odbierał często nie wiedząc co, no ale wilk syty i owca cała. On mi coś dał a ja miałam coś co chciałam.
Tym razem zaświeciły mi się oczy do torebki, butik 100 metrów od domu. Poprosiłam go żeby mi kupił na urodziny. Za każdym razem jak przechodziliśmy to wzdychałam... i naiwnie się łudziłam, że w końcu kupi.

Najpierw przeżywał że 120 zł torebka kosztuje, a jak przetrawił to stwierdził że jeszcze nie mam urodzin i kupi przed.
Oczywiście kilka dni przed torebki już tej nie było.
 Dostałam w końcu konwalie które uwielbiam ( ale najtańszy i najmniejszy bukiecik - bo liczy się gest).


2 tygodnie po moich urodzinach ON ma imieniny.
Wrócił z Krakowa późno w nocy.
Rano przy kawie się skarży że miał wczoraj imieniny i nawet czekolady nie dostał.
Wyszłam na balkon , zerwałam kilka bratków i wręczyłam mu.
Jego mina bezcenna.

Zawsze kombinowałam, żeby zrobić mu przyjemność i nigdy nie żałowałam kasy na prezenty dla niego. Starałam się coś konkretniejszego mu kupić czy cb radio, czy radio do samochodu czy telefon, wiertarka, szlifierka, jakieś lepsze buty na które było mu szkoda kasy...
A ja pierwszy raz poprosiłam żeby mi coś konkretnie kupił. 
I dupa.
Nie warto być dobrym ;)

Martyna z ulubionym wujkiem. Pasują do siebie idealnie. Tak wiem- za dużo fioletu naćkałam.


LODY

Księżniczka pozuje na tle wymarzonego rowerka, ile się ja go musiałam naszukać... ale zadowolona w 100 % i nawet dorosła do trzymania roweru w piwnicy a nie przy łóżku!!!



1 komentarz:

  1. To fuksja raczej, fiolet to tylko na kanapie;) martynia

    OdpowiedzUsuń