poniedziałek, 19 sierpnia 2013

wróciliśmy

Wróciliśmy cali i zdrowi :)
Kurcze- zimne były noce w górach...
 zaczynam kochać homeopatię, zaczęli wszyscy chrychać a ja wyjęłam kulki i następnego dnia nie było ani katarku ani chrypki :)
Boziu i ta cisza- pianie koguta rano, muczenie krów... jak w nocy zaszczekał pies to było wszystko... no i grające świerszcze wieczorem.
Odpoczęłam psychicznie.
Choć nie nawidzę domu teściów.
Drzwi, drzwi, schody, drzwi... schody... drzwi.
Inne gary, kuchenka nie do ogarnięcia- jeden palnik przypala, na drugim ledwo się gotuje, studencka lodówka - dwa jogurty, ser i kawałek kiełbasy i nic się nie zmieści. A ja przecież i sałatkę MUSIAŁAM usiekać i tort zrobić bo mąż jęczał.

Wkurwa też zaliczyłam, no bo czujecie czaczę? Teść wyniósł nasz telewizor na złom! Dwie noce przepłakałam. Dvd zostawił!!!! Po Ch_JA?
Duży, piękny, bardzo dobrej firmy telewizor, nie jakiś stary rzęch. Ale jak byłam z Martyną w ciąży mężowi zachciało się HD i go wywieźliśmy w góry.
Mieliśmy właśnie kupić dekoder, ale i tak się nam nie spieszyło bo zawsze podłączaliśmy dvd i dzieciaki miały frajdę.
Teściowie po pogodzie wyłączaja tv  i idą spać... więc był wybór - albo iść spać tak jak oni, albo wymyślać cuda.
No ciężko jest w obcym domu- trochę czułam się jakby wieczorami nie było prądu- bo nic nie grało.
Aż wpadłam na pomysł palenia ognisk :)
Chłopaki zachwyceni i Martyna też.
Przy okazji objadaliśmy się pyszną kiełbachą, chlebem jogurtowym od Polańskiego opiekanym na patyku i PIECZONYMI ZIEMNIAKAMI z masłem i solą.
Po dwóch dniach bez tv i z teściami których nie rozumiem ( orawiacy typowi), kazałam mężowi wracać z Krakowa.
Żebyście go widzieli wczoraj- totalnie wydmuchany ;) a spędził z nami tylko 5 dni :)
Taaaaa... bo ja to jestem wiecznie zmęczona ;) to teraz zobaczył jak to jest.

To były najlepsze wakacje od urodzenia Kubusia ;)
Zaszaleliśmy w Rabkolandzie, budowaliśmy tamy na potoku, bawiliśmy się w różne gry :) Hitem było - Zgadnij co robię...
Jak Kubuś pokazał strażaka to nam gęby opadły.
Przez to zaganianie w mieście, te technologie różnorakie, to czasem można zapomnieć jakie się ma fajne dzieci ;)
A w Rabkolandzie pozwoliłam Filipowi na wszystkie karuzele. Było to strasznie trudne dla mnie bo ja jestem matka panikara. Dobrze, że ten mój L ma cierpliwość do mnie i wymusił dla Filipa trochę wolności. No ale i tak to były dla mnie ciężkie chwile, a jak wsiadł na tego całego pająka , albo nie wiem co- takie cuś co machało ramionami we wszystkie strony- to były dla mnie najtrudniejsze 3 minuty... trzęsłam się jak galareta.
a potem 6 godzin jazdy do domu... i tak szybko bo prawie godzinę staliśmy w korku przy wyjeździe z Krakowa- bo akurat na zakończenie długiego weekendu musieli lepić asfalt :(




2 komentarze: